Bańka szefuje organizacji od 2020 roku i od początku nawiguje po niespokojnych wodach. WADA już za jego kadencji kończyła przecież „Operację LIMS” badającą doping w Rosji, a później broniła zawieszenia tamtejszych sportowców przed Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie (CAS), którzy ostatecznie na igrzyska do Tokio (2021) i Pekinu (2022) polecieli jako atleci neutralni.
Testem dla systemu była pandemia, która utrudniła prowadzenie kontroli. Bańka musiał też zmagać się z atakami Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA), której szef Travis Tygart od lat próbuje walczyć o rząd dusz oraz finansowanie z Kongresu i dostał nawet do tej walki nowe narzędzie, jakim jest niewykorzystywany jak dotąd zbyt często Akt Rodczenkowa. CAS dopiero niedawno rozstrzygnął ponadto głośny przypadek dopingu rosyjskiej łyżwiarki Kamili Walijewej.
Czytaj więcej
Szef Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) Witold Bańka padł ofiarą oszustwa ze strony Vovan i Lexusa, którzy podszyli się pod afrykańskiego działacza.
WADA w ogniu krytyki. Co dalej z systemem antydopingowym?
Ostatni rok był nie mniej burzliwy i przyniósł pytania, na które WADA będzie musiała odpowiedzieć. Cieniem na wizerunku agencji położyło się chociażby ujawnienie przez ARD i „New York Timesa” informacji o pozytywnych wynikach kontroli antydopingowej u 23 chińskich pływaków siedem miesięcy przed igrzyskami w Tokio.
Sportowcy nie zostali zawieszeni, bo WADA nie znalazła argumentów, aby podważyć decyzję Chińskiej Agencji Antydopingowej (CHINADA), której postępowanie wykazało, że obecność w organizmach pływaków zakazanej trimetazydyny była efektem zanieczyszczenia hotelowej kuchni. Brak kary oraz upublicznienia sprawy wywołało burzę oskarżeń o stronniczość i brak transparentności, które musiał odpierać Bańka.