Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia

- Amerykanie próbują przejąć kontrolę nad systemem antydopingowym, ale mam nadzieję, że administracja Donalda Trumpa będzie pragmatyczna - mówi "Rz" szef Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) Witold Bańka.

Publikacja: 02.02.2025 11:21

Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia

Foto: PAP/EPA

WADA odwołała się od decyzji w sprawie Jannika Sinnera, ale Igi Świątek - już nie. To oznacza, że w antydopingu są równi i równiejsi?

To dwa kompletnie różne przypadki, których nie można porównywać. Inne są zarówno substancje - klostebol oraz trimetazydyna - jak i okoliczności. Obie decyzje podjęliśmy po zasięgnięciu opinii zewnętrznego eksperta. Procedura po stronie WADA była taka, jak przy każdej innej sprawie dyscyplinarnej.

Co kwestionujecie w sprawie Sinnera?

Nie mogę mówić o szczegółach, bo jesteśmy stroną w sprawie. Nie kwestionujemy tego, czy Sinner celowo przyjmował środki dopingujące, lecz zwracamy uwagę na odpowiedzialność sportowca za działania jego współpracowników.

Czytaj więcej

Iga Świątek i doping. Światowa Agencja Antydopingowa podjęła decyzję

Czy nie wymagacie od zawodników za dużo?

Profesjonalny sportowiec odpowiada także za działania sztabu i to kwintesencja antydopingu. Decyzja o odwołaniu jest merytoryczna, oparta na racjonalnych przesłankach. Czym innym jest ponadto śladowe stężenie trimetazydyny w leku z melatoniną - jak u Świątek - a czym innym steryd w maści użytej przez najbliższego współpracownika. Jedynym, co łączy te sprawy jest fakt, że mówimy o dwójce najlepszych tenisistów na świecie.

Dyskusje, jakie wywołały obie sprawy pokazują, że reguły - dotyczące tymczasowego zawieszenia czy jawności postępowania - wymagają korekty?

Obie sprawy dają do myślenia i analizujemy je, bo Kodeks Antydopingowy to dokument żyjący. Nie jesteśmy jego właścicielem, a zmiany są efektem konsultacji ze wszystkimi uczestnikami systemu. Jego kształt to owoc kompromisu. Niektórzy nie rozumieją, dlaczego zdarza się, że sprawy trwają długo, ale tak samo jest przecież w życiu codziennym. Jeśli są twarde dowody czy świadkowie, to sąd wyda wyrok szybciej niż w przypadku, gdy ich brakuje albo sytuacja jest bardziej skomplikowana. Pod tym kątem antydoping nie różni się od procesów karnych, administracyjnych czy cywilnych. 

A co z jawnością? Rozumiem, że ważna jest ochrona sportowca przed przedwczesnym stygmatyzowaniem, ale to, że postępowania były tajne, wywołało duże kontrowersje…

Musimy równoważyć racje. Trzeba też pamiętać, że są państwa - jak Niemcy - gdzie konstytucja zabrania podawania do informacji publicznej danych nawet tych zawodników, którzy zostali ukarani. Nawet, gdybyśmy uznali, że chcemy pełnej jawności, to pozostaje prawo krajowe i różne podejście chociażby do kwestii ochrony danych osobowych. Uważam, że dane zawodników ukaranych za doping powinny być znane publicznie. Tymczasowe zawieszenie jest jednak czymś innym.

Czytaj więcej

Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?

Jak więc wytłumaczyć to, że taka zawodniczka, jak Świątek, nagle znika i tak naprawdę nie wiemy dlaczego?

To decyzja sportowca. Nie możemy nikogo zmusić, aby poinformował opinię publiczną o swojej sprawie.

Jest jednak faktem, że sprawy Sinnera, Świątek czy wcześniej 23 chińskich pływaków wybuchły wam w twarz także ze względu na brak jawności postępowania…

WADA teoretycznie nie ma z tymi sprawami nic wspólnego, bo pod kątem proceduralnym możemy jedynie podjąć decyzję o odwołaniu do Trybunału Arbitrażowego do Spraw Sportu (CAS) w Lozannie. Rozpatrujemy ok. 3 tys. spraw dyscyplinarnych rocznie i mamy ściśle określone procedury: naukowe oraz prawne. Problemem jest więc zarówno brak zrozumienia działania systemu, jak i - w niektórych przypadkach - błędne decyzje organów dyscyplinarnych konkretnych organizacji antydopingowych.

Zaufanie, które jest podstawą systemu, bywa przeszkodą?

Problemem często nie są złe czy nieczytelne reguły, lecz decyzje organów podjęte niezgodnie z Kodeksem. Stąd nasze odwołania do CAS. Bywa, że to sytuacje niełatwe, gdy zgadzamy się z decyzją, ale już nie z przebiegiem procesu decyzyjnego. Musimy sobie wtedy odpowiedzieć na pytanie, czy wydawać na takie odwołanie setki tysięcy dolarów. A podobnych sytuacji - wynikających z niedbalstwa organów krajowych, agencji, czy błędnej interpretacji przepisów - nie brakuje.

Jesteśmy ofiarą perfekcji własnych laboratoriów, w które inwestujemy, bo doping się rozwija. Wiemy, że coś się musi zmienić. Nie ma tu jednak prostego rozwiązania

Dużo wydaliście w ostatnim roku na takie odwołania?

Dużo. To spora część naszego budżetu.

Wracając do Świątek - stężenie trimetazydyny było bardzo niskie. Narzędzia w laboratoriach antydopingowych są dziś jednak tak czułe, że mogą wykryć kroplę zakazanej substancji w basenie olimpijskim. Bywają czulsze niż te wykorzystywane przez producentów leków czy odżywek. Trzeba więc zweryfikować dopuszczalny poziom zakazanych substancji w organizmie, aby przewidywał w jakimś stopniu możliwość zanieczyszczenia?

Jesteśmy ofiarą perfekcji własnych laboratoriów, w które inwestujemy, bo doping się rozwija. Dziś wykrywamy nawet śladowe ilości substancji, które nie mają wpływu na wyniki. Dylemat jest poważny, bo stajemy przed pytaniem, czy podwyższenie progów nie uchyli furtki dla mikrodozowania. Znalezienie równowagi wymaga poważnych badań, aby ocenić, jaki poziom danej substancji ma wpływ na wyniki. Mamy grupę naukowców, którzy nad tym pracują. Wiemy, że coś się musi zmienić. Nie ma tu jednak prostego rozwiązania.

Doczekamy się długiej listy substancji z dopuszczalnym poziomem zawartości w moczu lub krwi?

W niektórych sytuacjach już tak jest. Przykład to klenbuterol, którym bywa zanieczyszczane mięso. Stężenie do pewnego pułapu jest wykrywane, ale nie jest notowane. Zakazanych substancji i ich pochodnych mamy jednak kilkaset. Określenie dopuszczalnych progów to niesamowicie skomplikowana praca. To wszystko trzeba wyważyć, aby nie przesadzić, bo stosujący mikrodawkowanie oszuści też bywają wyrafinowani.

Czytaj więcej

Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu

To problem, że w waszym budżecie nie ma 3,6 mln dolarów, których wpłatę wstrzymali Amerykanie?

Decyzja Amerykanów jest szkodliwa - dla systemu, nie dla WADA. To przecież pieniądze np. na edukację czy działanie regionalnych agencji antydopingowych odpowiadających za małe kraje. Nasza stabilność budżetowa nie jest zagrożona. Zaczynałem pracę z 37 mln, a teraz to 56 mln. Mam pomysły, jak znaleźć dodatkowe środki. Szczególnie postępowanie USADA jest złe pod kątem politycznym, bo mamy do czynienia z próbą wywarcia presji przez jednego z członków systemu na organizację, która wszystkich traktuje równo. Gdybym zaakceptował warunki, jakie postawili, stworzyłbym groźny precedens, bo za chwilę warunki mogliby stawiać kolejni.

Czy Amerykanów do takiego ruchu ośmieliło wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa?

Mam nadzieję, że w związku z igrzyskami w Los Angeles nowa administracja będzie pragmatyczna. Mamy naprawdę dobre relacje z tamtejszym komitetem olimpijskim czy sportowcami. Podobnie było z rządem, aż wszystko zdominowała polityka. Warunki postawione przez Amerykanów są o tyle dziwne, że sami zatwierdzili przecież zarówno podsumowujący sprawę chińskich pływaków raport Erica Cottiera - potwierdza on, że WADA nie kryła dopingu ani nie naruszyła przepisów - jak i wnioski grupy roboczej dotyczące implementacji wniosków z tego raportu. Członkiem tej grupy był dyrektor amerykańskiego Biura Polityki Narodowej Kontroli Narkotyków (ONDCP) Rahul Gupta.

Czyli Gupta zatwierdził raport jako członek komitetu wykonawczego WADA oraz był w grupie roboczej opracowującej na jego podstawie zmiany w kodeksie, a później postawił WADA warunki i wstrzymał przelew?

Dokładnie tak. To pokazuje, że mamy do czynienia z decyzją polityczną inspirowaną przez szefa Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) Travisa Tygarta, który narzucił również narrację dotyczącą sprawy chińskich pływaków w amerykańskich mediach. To nie pierwszy raz, kiedy próbuje przejąć kontrolę nad systemem. Tygart jest tak naprawdę właścicielem antydopingu w Stanach Zjednoczonych. Funkcjonuje w nim od blisko dwudziestu lat, nie ma kadencyjności, nie podlega demokratycznym i transparentnym regułom zarządzania.

Czytaj więcej

Ojciec wysłał sygnał. Czy Elon Musk wyda miliardy na piłkarski klub?

Akt Rodczenkowa, dający Departamentowi Sprawiedliwości możliwość ścigania ludzi zamieszanych w proceder antydopingowy także poza granicami Stanów Zjednoczonych, na podstawie którego skazano jak dotąd jednego człowieka, jest zagrożeniem dla systemu?

Amerykanie powtarzają, że to przełom, ale fakt, że doszło tylko do kilku postępowań, tego nie potwierdza. My co do zasady nie byliśmy przeciwni Aktowi Rodczenkowa, bo zawsze jesteśmy zwolennikami wyposażania agencji antydopingowych w dodatkowe narzędzia śledcze. Problemem pozostaje zasada eksterytorialności, która stwarza – przynajmniej w teorii – możliwość prowadzenia dochodzeń w sprawach, które miały miejsce w innych krajach, naruszając suwerenność.

Czy prowadzone przez Amerykanów na podstawie Aktu Rodczenkowa śledztwo w sprawie Chińczyków może wpłynąć na igrzyska w Los Angeles (2028) Salt Lake City (2034)?

Amerykanie igrzyska w Salt Lake City dostali pod warunkiem uznania jurysdykcji WADA i teraz piłka jest po ich stronie.

Temat tamtejszych lig zawodowych i rozgrywek akademickich, które nie podlegają systemowi, wraca od lat. Czy sięgniecie wreszcie po tak radykalne narzędzia, żeby sytuacją uporządkować?

Nie chcę machać szabelką, ale sam Tygart - mówiąc o sporcie akademickim - wskazywał, że to słaby punkt systemu. Nie ma tam badań krwi, testów między zawodami ani systemu zgłaszania danych pobytowych. Więcej: Tygart sam nazwał go „totalnym żartem”. Zacytowaliśmy tylko jego słowa – z wywiadów i zeznań przed Kongresem - a później usłyszeliśmy, że jesteśmy antyamerykańscy. Jeśli zaś chodzi o ligi zawodowe, to prywatny biznes i bez chęci z ich strony nie możemy nic zrobić.

Wydaliśmy blisko 700 tys. dolarów by udowadniać rzecz oczywistą, że nie tuszowaliśmy dopingu i że nie było żadnych nieprawidłowości ze strony WADA

Kiedy Rosjanie mogą wrócić do systemu antydopingowego?

Mamy sygnały, że chcą wrócić, ale tamtejsza agencja wciąż ma status „non-compliant”, czyli niezgodności z regułami systemu. Rosyjskie prawo wciąż nie zostało dostosowane do Kodeksu Antydopingowego. To tylko jeden z problemów. Musielibyśmy przeprowadzić chociażby audyt i zweryfikować, czy Rosyjska Agencja Antydopingowa (RUSADA) działa niezależnie od władz państwowych. Tamtejsi działacze zadeklarowali, że swoją zaległą składkę do budżetu WADA wpłacą.

To był najbardziej burzliwy rok odkąd został pan szefem WADA?

Nie brakowało turbulencji. Mam jednak poczucie, że jako organizacja zdaliśmy test, bo nie ulegliśmy presji i siłą WADA wciąż jest niezależność. Ataki oczywiście będą. Nie może być inaczej, bo jesteśmy jedyną na świecie organizacją, która nadzoruje system zharmonizowany dla blisko 200 państw. On nie jest perfekcyjny, bo taki być nie może, skoro jest efektem kompromisu, co rodzi napięcia. Niektórzy chcą mieć większy wpływ albo wręcz przejąć kontrolę. WADA jest organizacją zakorzenioną w geopolityce. Widzieliśmy to przy sprawie chińskich pływaków. Wydaliśmy blisko 700 tys. dolarów, by udowadniać rzecz oczywistą, że nie tuszowaliśmy dopingu i że nie było żadnych nieprawidłowości ze strony WADA, ale wciąż są osoby – na szczęście już niewiele - które w tę bajkę wierzą.

A gdyby nie było wówczas w Chinach restrykcji pandemicznych, zachowalibyście się inaczej i spróbowali zweryfikować ustalenia tamtejszych śledczych na miejscu?

Podkreślam: nawet na podstawie tylko naszych danych, które mieliśmy - poziomu trimetazydyny w organizmie sportowców czy fluktuacji wyników testów antydopingowych - nawet bez chińskiego śledztwa, sprawa wydawała się czysta i wszystko wskazywało na zanieczyszczenie środowiskowe. Nie było szans na podważenie tej teorii w CAS. Ta sprawa była precyzyjnie analizowana przez prawników i naukowców. I oczywiście ja nie miałem na tę decyzję żadnego wpływu.

Czytaj więcej

Wielki sport w 2025 roku. Kto zostanie szefem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego?

Wasze działania w tej sprawie pozytywnie ocenili uczestnicy Szczytu Olimpijskiego, którzy poparli również pana kandydaturę na trzecią kadencję. To oznacza, że pod koniec maja nie będzie wyborów na szefa WADA, tylko koronacja?

Rekomendację czytam jako poparcie kierunku, w jakim rozwija się WADA. Udzieliło go całe środowisko olimpijskie - nie tylko obecne władze MKOl, ale także wszyscy kandydaci na nowego przewodniczącego. Udział w Szczycie Olimpijskim biorą członkowie zarządu, przedstawiciele największych federacji oraz krajowych komitetów, czyli najważniejsze osoby w świecie sportu. To był więc dla mnie gest budujący. Takie samo wsparcie odczuwam ze strony rządów.

Czy tak jednoznaczne poparcie Szczytu Olimpijskiego mogło zniechęcić ewentualnych kontrkandydatów w wyborach?

Nie zastanawiam się nad tym. Skupiam się na swojej pracy.

Co będzie najważniejsze podczas tej potencjalnej trzeciej kadencji?

Kontynuowanie wzmacniania stabilności i niezależności WADA, dyskusja nad finansowaniem systemu, poprawa jakości pracy narodowych agencji oraz ich paneli dyscyplinarnych, rozwój nauki, inwestycje w sztuczną inteligencję, edukacja oraz dalsza harmonizacja systemu, aby mieć pewność, że reguły dla wszystkich są takie same na całym świecie.

Czytaj więcej

Kamil Kołsut: Andrzej Duda jak Grinch. Dlaczego i komu prezydent odwołał święta?

Czy WADA powinna uniezależnić się finansowo od MKOl, który odpowiada za połowę waszego budżetu?

Nigdy ze strony środowiska sportowego nie było żadnych form nacisku. To pokazuje różnicę między politykami a ludźmi funkcjonującymi w organizacjach sportowych. Ci drudzy, nawet gdy są niezadowoleni z decyzji WADA, respektują naszą niezależność.

WADA odwołała się od decyzji w sprawie Jannika Sinnera, ale Igi Świątek - już nie. To oznacza, że w antydopingu są równi i równiejsi?

To dwa kompletnie różne przypadki, których nie można porównywać. Inne są zarówno substancje - klostebol oraz trimetazydyna - jak i okoliczności. Obie decyzje podjęliśmy po zasięgnięciu opinii zewnętrznego eksperta. Procedura po stronie WADA była taka, jak przy każdej innej sprawie dyscyplinarnej.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Materiał Promocyjny
Technologia daje odpowiedź na zmiany demograficzne
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe