Mimo że ciężko trenują i zarabiają niewiele, nie chcą rezygnować z pasji. Wyjeżdżają za granicę do małych klubów lub grup półzawodowych z Francji, Holandii, Belgii, Włoch. W kraju nie mają perspektyw, bo kluby upadają, nie ma grup zawodowych z prawdziwego zdarzenia, organizowanych jest coraz mniej wyścigów, a Polski Związek Kolarski (PZKol) nie ma pomysłu na program, który umożliwiłby im płynne i bezpieczne finansowo przejście z kategorii juniora do seniora.
– W Polsce szkolenie kończy się w wieku 18–19 lat po szkole średniej. Kolarze zazwyczaj kończą szkoły mistrzostwa sportowego w Toruniu, Świdnicy, Żyrardowie. One są dobre, poziom też jest w nich niezły, ale potem zaczynają się problemy. Nie ma profesjonalnej opieki i gwarancji rozwoju – mówi Jacek Kapela, ojciec Marka Kapeli, mistrza Polski juniorów w jeździe na czas.
Pierwsza możliwość to przejście do polskiego klubu, w którym jeżdżą zawodnicy do lat 23. Najlepsze to: Tarnovia Tarnowo Podgórne, Cartusia Kartuzy, Chrobry Głogów. Zarabia się niewiele, najwyżej tysiąc złotych miesięcznie.
Można też trafić do jednej z dwóch polskich grup półzawodowych należących do Continental Teams (trzecia ranga) – Mazowsze Serce Polski albo Voster Team. Dla młodych zarobki tam są również niewielkie i niepewne, a możliwości startów ograniczone. Jeżeli kolarz ma dobre wyniki i zdobywa medale imprez mistrzowskich, może liczyć na stypendium Ministerstwa Sportu i Turystyki. Ale nawet wtedy, aby zrobić sportowy postęp, dotacja nie wystarczy mu na ściganie się z najlepszymi.
Czytaj więcej
Członkini MKOl Maja Włoszczowska o starcie sportowców z Rosji i Białorusi w przyszłorocznych igrzyskach w Paryżu.