Wielka emigracja na dwóch kołach

Przed tegorocznym sezonem aż 19 juniorów opuściło Polskę. To dla nich jedyna szansa, aby pójść w ślady Katarzyny Niewiadomej, Michała Kwiatkowskiego, Rafała Majki. W kraju młodzi kolarze nie mają perspektyw na rozwój.

Publikacja: 09.03.2023 03:00

Michał Kwiatkowski nie pracuje już dziś na własny rachunek, tylko pomaga w peletonie innym

Michał Kwiatkowski nie pracuje już dziś na własny rachunek, tylko pomaga w peletonie innym

Foto: PAP/Panoramic

Mimo że ciężko trenują i zarabiają niewiele, nie chcą rezygnować z pasji. Wyjeżdżają za granicę do małych klubów lub grup półzawodowych z Francji, Holandii, Belgii, Włoch. W kraju nie mają perspektyw, bo kluby upadają, nie ma grup zawodowych z prawdziwego zdarzenia, organizowanych jest coraz mniej wyścigów, a Polski Związek Kolarski (PZKol) nie ma pomysłu na program, który umożliwiłby im płynne i bezpieczne finansowo przejście z kategorii juniora do seniora.

– W Polsce szkolenie kończy się w wieku 18–19 lat po szkole średniej. Kolarze zazwyczaj kończą szkoły mistrzostwa sportowego w Toruniu, Świdnicy, Żyrardowie. One są dobre, poziom też jest w nich niezły, ale potem zaczynają się problemy. Nie ma profesjonalnej opieki i gwarancji rozwoju – mówi Jacek Kapela, ojciec Marka Kapeli, mistrza Polski juniorów w jeździe na czas.

Pierwsza możliwość to przejście do polskiego klubu, w którym jeżdżą zawodnicy do lat 23. Najlepsze to: Tarnovia Tarnowo Podgórne, Cartusia Kartuzy, Chrobry Głogów. Zarabia się niewiele, najwyżej tysiąc złotych miesięcznie.

Można też trafić do jednej z dwóch polskich grup półzawodowych należących do Continental Teams (trzecia ranga) – Mazowsze Serce Polski albo Voster Team. Dla młodych zarobki tam są również niewielkie i niepewne, a możliwości startów ograniczone. Jeżeli kolarz ma dobre wyniki i zdobywa medale imprez mistrzowskich, może liczyć na stypendium Ministerstwa Sportu i Turystyki. Ale nawet wtedy, aby zrobić sportowy postęp, dotacja nie wystarczy mu na ściganie się z najlepszymi.

Czytaj więcej

Maja Włoszczowska: Mam nadzieję, że bojkotów nie będzie

Kolejna możliwość to zakończenie kariery albo wyjazd. Jeżeli nie zgłosi się po młodego zdolnego zawodnika grupa World Tour albo Pro Tour, pozostaje umowa z Continental Teams lub z licznymi na zachodzie Europy i dobrze zorganizowanymi niewielkimi kolarskimi klubami.

– Kokosów tam nie ma: 250–500 euro na miesiąc. Ale często takie kluby zapewniają kaski, żele, suplementy, trochę sprzętu, wynajmą dom na Majorce, aby potrenować w grupie. We Francji, Włoszech, w Beneluksie rozgrywane są niezłe wyścigi, można się pokazać, potem ewentualnie przejść gdzieś wyżej – mówi Jacek Kapela.

Zbiórka na mistrzostwa

O jego synu Marku w ubiegłym roku było głośno, bo nie dostał powołania na torowe mistrzostwa świata w Tel Awiwie. Zorganizował więc publiczną zbiórkę i pojechał. Pod koniec 2022 roku wraz z ojcem szukali możliwości zatrudnienia za granicą. Miał pięć ofert. Dziś ubiegłoroczny mistrz Polski juniorów w jeździe na czas ściga się dla niemieckiej grupy Team Dauner Akkon.

– Mieliśmy do wyboru lepsze warunki finansowe lub sportowy rozwój. Postawiliśmy na rozwój. Grupa jest perspektywiczna. Jeżdżą w niej głównie Niemcy, syn przy okazji nauczy się niemieckiego. Liczymy na dobre wyniki – mówi ojciec zawodnika.

Przed tym sezonem z Polski wyjechali m.in. Patryk Goszczurny, zaledwie 17-letni zawodnik z Kalisza, złoty medalista w jeździe indywidualnej na czas oraz srebrny ze startu wspólnego podczas Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy (EYOF) w 2022 roku. Podpisał umowę z holenderską półzawodową grupą JEGG-DJR Academy.

19-letni Mateusz Gajdulewicz, wicemistrz Polski do lat 23 z ubiegłego roku, czwarty zawodnik mistrzostw Europy w jeździe drużynowej na czas, przeszedł z Mazowsze Serce Polski do francuskiej Vendee U. Łącznie 19 zawodników znalazło się w małych klubach bądź grupach zachodnich.

Takiego exodusu jeszcze w historii polskiego kolarstwa nie było.

Teoretycznie nie ma w tym nic złego. Jako młodzi zawodnicy wyjechali przecież Kwiatkowski i Majka. Ten pierwszy wyemigrował jednak później – jako 20-latek – i od razu trafił do solidnego zespołu Caja Rural. Podobnie było z Majką. Mieli też wtedy polską alternatywę. Teraz takiej nie ma.

Wyjazd wiąże się z ogromnym ryzykiem. Przebić się z małych klubów do czołówki jest szalenie trudno. Cały czas trzeba liczyć na pieniądze z zewnątrz – od rodziny, od sponsorów, związku.

Wielka emigracja to kolejny przykład kryzysu, w jaki wpadło polskie kolarstwo. Niewiadoma, Kwiatkowski czy Majka od czasu do czasu osiągną jeszcze dobre wyniki, ale ich czas powoli się kończy. Poza tym Kwiatkowski i Majka z roli liderów w swoich grupach stali się pomocnikami. Już dawno wybiła godzina dla następców. Ale ich nie widać. Kilka ostatnich lat zostało straconych.

Program już nie działa

– Kiedyś system działał, bo były Ludowe Zespoły Sportowe, bardzo silne kadry makroregionalne, zaangażowani trenerzy. Młodzi ludzie, najczęściej pochodzący z małych miejscowości, inaczej też postrzegali kolarstwo. Dzięki niemu chcieli się wybić, awansować. Dziś nie ma regionalnych ośrodków, trenerzy się zniechęcają, a młodzi mają dużo więcej możliwości awansu – mówi komentator kolarski Eurosportu Tomasz Jaroński.

W tej trudnej sytuacji nie sprawdza się PZKol, który od dawna znajduje się w kryzysie finansowym i organizacyjnym.

Prezesi zmieniają się co rok–dwa, ostatnio w styczniu. Od 2017 roku przez zarząd związku przewinęło się około 40 osób. Nie ma stabilizacji na stanowisku dyrektora sportowego.

Kiedyś istniał Narodowy Program Rozwoju Kolarstwa, dzięki któremu były medale na szosie i torze. Dziś nikt nie ma zamiaru go stosować. W związku trwają spory o stanowiska, podział pieniędzy dla klubów, kolejne wybory. Mało się mówi o rozwoju, przyszłości młodych.

Wyjeżdżają również zawodniczki, które – gdyby zostały w Polsce – pewnie zrezygnowałyby z kolarstwa. Przed tym sezonem zagraniczne grupy wybrały trzy polskie kolarki elity: Kaję Rysz i bardziej znane – medalistkę ostatnich torowych mistrzostw Europy Darię Pikulik oraz zwyciężczynię 14 wyścigów w ubiegłym roku Agnieszkę Skalniak-Sójkę.

– Czuję większy komfort. Mam bardzo dobrze zorganizowaną drużynę, w której jest kilku lekarzy, a także możliwość rywalizacji z najlepszymi. Wszystko od A do Z jest tu przygotowane pode mnie. Nie muszę się o nic martwić – mówi „Rz” Skalniak-Sójka. Jest zawodniczką zespołu Canyon Sram-Racing zarejestrowanego w Niemczech.

Widząc, co się dzieje, wielu kolarzy przedwcześnie kończy kariery. Taką decyzję podjął ubiegłoroczny wicemistrz Polski w wyścigu ze startu wspólnego elity 28-letni Szymon Rekita.

– W zeszłym roku po latach spędzonych w grupie Leopard z Luksemburga, która przecież nie należy do światowej czołówki, przyjechałem do Polski. Między grupami zachodnimi a naszymi jest przepaść, jakby ludzie nie widzieli, co się dzieje na świecie. Jeżeli miałbym radzić młodym zawodnikom, to tylko jedno: „wyjeżdżajcie” – mówi Rekita.

– Kochałem kolarstwo, ale teraz nie chcę mieć nic wspólnego ze sportem i nie chcę o tym wiele mówić. Pracuję w firmie logistycznej i jestem zadowolony – mówi aktualny wicemistrz Polski.

Kibice muszą uzbroić się w cierpliwość. Na następców odchodzących gwiazd przyjdzie im jeszcze poczekać.

Inne sporty
Agonia Polskiego Związku Kolarskiego. Kto wyprowadzi związek z kryzysu?
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska gwiazdą polskiego slalomu. Kolejny cel jest jasny: Los Angeles
Inne sporty
Ethan Katzberg dla "Rz": Mam jakieś 15 lat, żeby zniszczyć wasze imperium
Inne sporty
Trzy medale Polaków na mistrzostwach świata. Udany koniec sezonu kajakarzy
Materiał Promocyjny
Energetycznych wyspiarzy będzie przybywać
Inne sporty
Wielki sukces Polki. Alina Kaszlińska wygrała szachowe Grand Prix