Polskie biegaczki nauczyły się, że razem są silniejsze

Kobieca sztafeta 4x400 m to jedna z najpiękniejszych twarzy polskiego sportu. Srebrny medal wcale nie musi być końcem podróży. Na pewno olimpijskie srebro nim nie będzie dla oszczepniczki Marii Andrejczyk.

Aktualizacja: 08.08.2021 20:46 Publikacja: 08.08.2021 19:38

Srebrna sztafeta. Od lewej: Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna

Srebrna sztafeta. Od lewej: Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic

Foto: AFP

Zaczęło się od dramatu, bo sześć lat temu Joanna Linkiewicz zderzyła się z rywalką i zgubiła pałeczkę. To był półfinał mistrzostw świata, kiedy na szali leżały nie tylko marzenia, ale i stypendia. Polki mogły powalczyć nawet o medal, skończyło się na łzach. – Sztafeta była wówczas na dorobku. Znaleźliśmy się naprawdę w trudnej sytuacji, ale czas leczy rany – nie kryje w rozmowie z „Rz" trener Aleksander Matusiński.

Tak hartowała się stal. A właściwie złoto, srebro i brąz. Każdy medal to zwycięstwo, a Polki od poprzednich igrzysk w Rio de Janeiro ani razu nie przegrały. Stawały na podium wszystkich wielkich imprez. Nauczyły się, że może indywidualnie nigdy nie zdobędą medalu mistrzostw świata, ale razem są silniejsze. Było ich wiele, bo na dziewięć krążków w ciągu tych pięciu lat zapracowało aż dziesięć zawodniczek.

Wiecznie nienasycone

Najmłodsza w grupie jest Kornelia Lesiewicz. Ona dopiero za tydzień wkroczy w pełnoletniość, a występy koleżanek na igrzyskach oglądała tylko z trybun. Iga Baumgart-Witan ma 32 lata, ale jest w niej tyle wigoru, jakby była rówieśniczką Lesiewicz. Wszystkie tryskają optymizmem i energią, choć uprawiają konkurencję, która może powalić najwytrwalszego.

Ich zawód wymaga morderczej pracy. Trening tempowy boli, zawodniczki krzyczą i wymiotują, a ich mięśnie kwas mlekowy zalewa w takim stężeniu, które dla zwykłego człowieka byłoby zabójcze. To kulisy, o których się nie mówi. Łatwiej oglądać uśmiechy, łatwiej je pokazywać. Kto chciałby dzielić się ze światem własną twarzą wykręconą bólem?

Wicemistrzyniami olimpijskimi zostały Natalia Kaczmarek, Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic, Baumgart-Witan i Anna Kiełbasińska. Odebrały w Tokio nagrodę za hektolitry potu i łez. Było o tyle łatwiej, że po drodze wielokrotnie zdawały egzamin dojrzałości, który utwierdzał je w przekonaniu, że ta praca ma sens. Ciągle były też nienasycone, ciągle były głodne.

Jedyną, która miała udział w tych wszystkich medalach, to Hołub-Kowalik. Zawsze obecna i zawsze jakby w cieniu. Była cichą bohaterką igrzysk w Tokio – wystąpiła w trzech z czterech biegów, dwa razy łamała na lotnej zmianie granicę 50 sekund. Kiedy zapytaliśmy, jak się czuje w roli dwukrotnej medalistki, odparła, że nie powie, bo to bardzo niecenzuralne słowo.

Jest niezniszczalna, skoro była ze sztafetą na wszystkich ważnych imprezach. Baumgart-Witan i Święty-Ersetic na drodze do igrzysk zmagały się z urazami, ta ostatnia zdążyła już chyba nawet zwątpić w powodzenie olimpijskiej misji. Cudem do Tokio poleciała Kiełbasińska, która w lutym doznała zmęczeniowego złamania stopy. Też jest medalistką, bo biegała w eliminacjach.

Matusiński po finale wyglądał na bardziej zmęczonego niż zawodniczki. Wentyl wypadł, opuściły go presja i emocje kumulowane od lat. Ściskał dziennikarzy, dziękował za wsparcie i w ciągu kwadransa kilka razy wymienił nazwiska Kiełbasińskiej oraz Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej, dając do zrozumienia, że jego zespół to znacznie więcej niż tylko cztery zawodniczki.

Celująco zdał egzamin z zarządzania grupą, a przecież stanął przed zadaniem niełatwym, bo trafił mu się zespół złożony i różnorodny. – Jest świetnym menedżerem sztafety. Zna nas i umie zarządzać jak pracownikami. Nie ma dla niego stałych nazwisk, jego decyzje są sprawiedliwe. Wyniki pokazują zresztą, że przy zestawieniu sztafety nigdy się nie pomylił – mówi Kiełbasińska.

Był selekcjonerem i psychologiem, bo na co dzień pracuje tylko ze Święty-Ersetic. Hołub-Kowalik to podopieczna Zbigniewa Maksymiuka, Kiełbasińskiej pomaga Laurent Meuwley, Natalią Kaczmarek opiekuje się Marek Rożej, a Igą Baumgart-Witan jej mama, Iwona. Ta lista to chyba też klucz do odpowiedzi na pytanie o sukcesy polskich lekkoatletów. Mamy w kraju wielu dobrych trenerów.

Bywały między paniami tarcia, jak w każdej grupie. Zawsze na tartanie oraz po startach mówiły jednak jednym głosem, co zwykle przeradzało się w kakofonię. Są przebojowe, więc o ile nagrania z ich udziałem stają się zazwyczaj diamentami niewymagającymi szlifu, to już dynamiki rozmowy na piśmie oddać się nie da, bo jak opisać te wszystkie drobne interakcje, wtrącenia, zaczepki i uśmiechy?

– My się nie czujemy, my jesteśmy medalistkami – mówi Baumgart-Witan, choć to chyba małe słowo. Więcej medali w konkurencjach biegowych zdobyły dla Polski tylko Irena Szewińska i Teresa Ciepły. To uderzający dowód, jakim kwiatem jest ta sztafeta na mapie polskiego sportu.

Mama z nimi biegała

Kiedy w strefie wywiadów padło sakramentalne pytanie: „Co dalej?", Święty-Ersetic oznajmiła, że na razie panie potrzebują czasu dla rodziny, mężów, partnerów. – Cofamy wszelkie deklaracje, powiemy wam za rok – dodała Hołub-Kowalik i to prawdopodobnie jedno z najważniejszych zdań tych igrzysk. Medal wcale ich nie nasycił, im się ciągle chce, a na fali sukcesu żeglować łatwiej niż pod wiatr.

Oczywiście, że mogłyby powiedzieć „pas", bo życie w delegacji to poświęcenie, a niektóre z nich już myślą o rodzinie, dzieciach. Przełożenie igrzysk zmieniło jednak optykę. Czteroletni cykl ułatwia przerwę, daje szansę nawet na urlop macierzyński. Pandemia czas dzielący imprezy w Tokio i Paryżu jednak skurczyła, więc to naturalne, że pijane szczęściem może zdobędą się na wysiłek jeszcze raz.

Wiadomo, że drugiej takiej grupy już nie będzie, ale na pewno nie będzie też spalonej ziemi. 23-letnia Kaczmarek już dziś biega wśród Polek najszybciej, Lesiewicz to halowa rekordzistka Polski juniorów, a podczas majowych zawodów World Relays do startów w sztafecie wprawiła się 19-letnia Kinga Gacka.

– Młode lwy wiedzą, o co walczą. Dostanie się do sztafety to gwarancja rywalizacji o medale, ale stara gwardia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa – mówił wówczas Matusiński. A Hołub-Kowalik dodała: – Wiem, że siądę sobie za jakiś czas przed telewizorem, popatrzę na finał mistrzostw świata czy Europy i powiem mojemu dziecku: „Zobacz, mama kiedyś z tymi dziewczynami biegała".

Zagubiona w czasoprzestrzeni

Panie ze sztafety zdobyły w Tokio złoto i srebro, choć marzyły o brązie. Oszczepniczka Maria Andrejczyk chciała złota – trudno inaczej, skoro w dziejach konkurencji dalej od niej rzucały tylko dwie zawodniczki – więc po zajęciu drugiego miejsca przeklęła, tupnęła i oznajmiła, że jest niezadowolona. – Pragnę więcej, będę walczyć – zapowiedziała.

Foto: PAP/Leszek Szymański

Andrejczyk startowała z naderwanym barkiem, zabrała nawet ze sobą do Tokio specjalne urządzenie do fizjoterapii. – Po pierwszej kolejce miałam wrażenie, że o poprawę będzie bardzo trudno. Zupełnie nie czułam swojego ciała w czasoprzestrzeni. Raz musiałam się wyciszać, innym razem pobudzać. Kompletnie nie umiałam się odnaleźć – wyjaśnia.

Nasza oszczepniczka w drodze po medal przeszła cztery operacje i wylała pewnie milion łez. – Widziałam w pewnym momencie spojrzenia nieżyczliwych, które mówiły: „Ty się już skończyłaś". Dzięki nim się podniosłam – mówi i zapowiada, że srebrny medal odda na licytację charytatywną, bo to tylko rzecz. Tak samo ze swoimi krążkami robił jej przyjaciel, dyskobol Piotr Małachowski.

Sensacyjnym mistrzem olimpijskim – kto wie, czy nie najbardziej nieoczekiwanym w całej historii olimpijskich zmagań naszych lekkoatletów – w chodzie na 50 km został Dawid Tomala. Zdobył złoto w dniu urodzin skoczka narciarskiego Wojciecha Fortuny, który 49 lat temu był najlepszy w tym samym Sapporo, gdzie organizatorzy tokijskich igrzysk wysłali chodziarzy w obawie przed upałem.

Piąte miejsce w finale olimpijskim zajęła sztafeta 4x400 metrów panów, która na igrzyska zakwalifikowała się z przedostatnim czasem. Polacy jeszcze kilka tygodni temu drżeli o wylot do Tokio, żeby już na miejscu walczyć o medal i zbliżyć się do rekordu Polski. – Każdy z nas jest inny, ale łączymy się jak puzzle – mówił po eliminacjach Jakub Krzewina.

Polscy lekkoatleci wrócili do kraju z dziewięcioma medalami, więcej uzbierali tylko Amerykanie i Jamajczycy. Nikt nie zawiódł, los zsyłał nam raczej niespodzianki niż rozczarowania. Karierę po igrzyskach zakończą Małachowski, Joanna Fiodorow (rzut młotem) i Kamila Lićwinko (skok wzwyż), ale większość olimpijczyków myśli już o tych kolejnych, za trzy lata w Paryżu.

Startowali Polacy

- LEKKOATLETYKA: W tle ogromnego sukcesu Dawida Tomali były też starty innych chodziarzy i chodziarek. Artur Brzozowski zajął w Sapporo 12. miejsce na 50 km (2:54.08), Rafał Augustyn w tej samej konkurencji nie doszedł do mety. W chodzie na 20 km Katarzyna Zdziebło zajęła dziesiątą pozycję (1:31.29).

Dobrze na stadionie w Tokio spisała się męska sztafeta 4x400 m. Dariusz Kowaluk, Karol Zalewski, Jakub Krzewina i Kajetan Duszyński pewnie wygrali serię eliminacyjną. W sobotnim finale, po wymianie Krzewiny na Mateusza Rzeźniaczka, poprawili czas na 2.58,46 (drugi w kronikach polskiej lekkoatletyki) i wywalczyli piąte miejsce w igrzyskach.

Michał Rozmys w finale biegu na 1500 m zajął 8. miejsce, ustanawiając wartościowy rekord życiowy – 3.32,67. Kamila Lićwinko w finale skoku wzwyż była 11., skoczyła 1,93 m.

Maratony rozgrywane w Sapporo przyniosły w sobotę 14. miejsce Karoliny Nadolskiej (2:32.04), 35. Aleksandry Lisowskiej (2:35.33) i 59. Angeliki Mach (2:42.26). W niedzielę z polskiej trójki do mety dobiegło dwóch: Adam Nowicki na 38. pozycji (2:17.19) i Arkadiusz Gardzielewski na 63. (2:22.50). Marcin Chabowski nie ukończył biegu.

- WSPINACZKA SPORTOWA: Aleksandra Mirosław po udanych eliminacjach rozpoczęła zawody finałowe od efektownego zwycięstwa i rekordu świata (6,84 s) w pierwszej konkurencji kombinacji – wspinaniu na czas. W boulderingu była ósma, podobnie jak w ostatniej, najwyżej ocenianej konkurencji – prowadzeniu. Zajęła ostatecznie czwarte miejsce, z taką samą liczbą punktów jak brązowa medalistka.

- KOLARSTWO TOROWE: Urszula Łoś i Marlena Karwacka nie przeszły przez kwalifikacje sprintu, zajęły odpowiednio 25. i 26. miejsce. W madisonie (wyścigu punktowym parami) Daria Pikulik i Wiktoria Pikulik były szóste, a Szymon Sajnok i Daniel Staniszewski zajęli w tej konkurencji ósmą pozycję.

Patryk Rajkowski i Mateusz Rudyk nie awansowali z eliminacji bezpośrednio do ćwierćfinału keirinu i nie powiodło się im także w repesażach. Daria Pikulik wystartowała jeszcze w wieloboju (omnium). Start był pechowy – Polka zaliczyła przykry upadek w pierwszej konkurencji – wyścigu scratch. Stanęła poobijana na starcie drugiej (wyścig tempowy), ale jej nie ukończyła.

- PIĘCIOBÓJ NOWOCZESNY: Anna Maliszewska zakończyła zawody pięcioboistek na 20. pozycji. W rywalizacji pięcioboistów Łukasz Gutkowski był 12., Sebastian Stasiak 13.

- KAJAKARSTWO: Awans do półfinału kanadyjkarzy na 1000 m wywalczył Wiktor Głazunow, Mateusz Kamiński zakończył udział na ćwierćfinale. Głazunow był siódmy w półfinale, potem piąty w finale B, co oznaczało 13. miejsce w igrzyskach.

- ZAPASY: Roksana Zasina walcząca w stylu wolnym (kat. 53 kg) zakończyła udział w igrzyskach na przegranym repesażu z Essombe Tiako (Kamerun). W męskiej kat. 65 kg (także styl wolny) Magomedmurad Gadżijew pokonał 11:0 Georgiosa Pilidisa (Grecja) i uległ 2:6 mistrzowi świata Gadżimuradowi Raszidowowi (ROC). Raszidow przegrał w półfinale, co oznaczało, że reprezentant Polski nie dostał się do repasaży. —k.r.

Zaczęło się od dramatu, bo sześć lat temu Joanna Linkiewicz zderzyła się z rywalką i zgubiła pałeczkę. To był półfinał mistrzostw świata, kiedy na szali leżały nie tylko marzenia, ale i stypendia. Polki mogły powalczyć nawet o medal, skończyło się na łzach. – Sztafeta była wówczas na dorobku. Znaleźliśmy się naprawdę w trudnej sytuacji, ale czas leczy rany – nie kryje w rozmowie z „Rz" trener Aleksander Matusiński.

Pozostało 96% artykułu
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Inne sporty
Rosjanin w natarciu. Aliszer Usmanow wraca do władzy
Inne sporty
Max Verstappen rozbił bank
KAJAKARSTWO
Marta Walczykiewicz nie kończy kariery, ale chce także rządzić
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Otylia Jędrzejczak ponownie prezesem Polskiego Związku Pływackiego
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska