Dla wielu skoczków to start równie ważny co igrzyska olimpijskie (czekają nas już w lutym w Vancouver) czy mistrzostwa świata, a może nawet ważniejszy. Tutaj nie zwycięża się przypadkowo. Trzeba regularnie oddawać dalekie i poprawne stylowo skoki podczas wszystkich czterech konkursów turnieju. Zawsze na tych samych skoczniach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen (Niemcy) oraz Innsbrucku i Bischofshofen (Austria).
Sam pomysł zorganizowania Turnieju Czterech Skoczni narodził się latem 1949 roku w pensjonacie Maler w Partenkirchen wśród przebywających tam działaczy narciarskich z Ga-Pa i Innsbrucku. Kilka miesięcy wcześniej Międzynarodowa Federacja Narciarska właśnie zniosła zakaz udziału skoczków niemieckich w imprezach międzynarodowych, który obowiązywał od końca II wojny światowej. Ostatecznie plan „niemiecko-austriackiego tournée skoczków” opracowano podczas jednego z nocnych konkursów skoków w 1952 roku w Seegrube koło Innsbrucku.
Pierwszy TCS w 1953 roku wygrał Austriak Josef Bradl. Do kronik imprezy zapisali się przede wszystkim Fin Janne Ahonen, który wygrywał ją pięć razy (1999, 2003, 2005, 2006, 2008) i czterokrotny zwycięzca Niemiec Jens Weissflog (1984, 1985, 1991, 1996). Tylko jeden zawodnik – Niemiec Sven Hannawald – zwyciężył we wszystkich czterech konkursach podczas jednego turnieju. Było to w sezonie 2001/2002.
Polakom od 2001 roku impreza ta kojarzy się z wielkim triumfem Adama Małysza. Tamten sukces, w 49. edycji TCS, był wówczas największym wydarzeniem w historii polskich skoków narciarskich od czasu zwycięstwa Wojciecha Fortuny na igrzyskach w Sapporo. Małysz zdobywał potem medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, zwyciężał w Pucharze Świata, ale na podium zimowego Tour de France stawał tylko dwa razy: we wspomnianym 2001 roku i dwa lata później, gdy zajął trzecie miejsce za Hannavaldem i Ahonenem. Przed rokiem był dopiero 33. Teraz też nie będzie faworytem. W naszej czteroosobowej reprezentacji będzie toczył rywalizację o miano najlepszego Polaka z Kamilem Stochem (36. przed rokiem), który w tym sezonie depcze mistrzowi po piętach.
Kto wygra w tym roku? Tuż przed świętami wielką formą błysnął Simon Ammann. Szwajcar nie był w takiej dyspozycji ani wtedy, gdy zdobywał dwa złote medale na igrzyskach w Salt Lake City (2002), ani dwa lata temu w Saporro, gdzie został mistrzem świata na dużej skoczni. W tym roku wygrał Letnią Grand Prix, a ostatnio objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, gdy u siebie w domu, w Engelbergu, wygrał dwa konkursy, wyrównując na dodatek rekord skoczni (141 m) należący do Ahonena. Żaden Szwajcar nie zwyciężył dotychczas w Turnieju Czterech Skoczni. Amman już dwukrotnie stawał na podium: w 2007 roku, gdy zajął trzecie miejsce, i przed rokiem, gdy przegrał tylko z Austriakiem Wolfgangiem Loitzlem. Jeśli nie teraz, to kiedy?