W belgijskim wyścigu nie ma przypadkowych zwycięzców. Na 253 kilometrach trasy znajduje się wystarczająco dużo przeszkód, żeby słabi kolarze mieli czas się wykruszyć. Ból sprawiają podjazdy o różnej charakterystyce. Jedne długie, kolejne strome, jeszcze inne wyłożone kostką brukową. Jakby tego było mało, największe ich natężenie następuje w końcowej fazie wyścigu. W tym roku pojawił się nowy na rue de la Naniot, niby tylko 600-metrowy, ale budzący największe obawy, bo z ponad 10-procentowym nachyleniem.
Nigdy nie można być też pewnym w Liege pogody. Bywały edycje, że wyścig, choć rozgrywany w kwietniu, zakłócały opady śniegu. Tak jak w 1980 roku, kiedy było tak piekielnie zimno, że francuski as Bernard Hinault nie mógł oderwać rąk od kierownicy, bo niczym himalaista miał zmarznięte ręce. Mimo to wygrał.
W tym roku LBL przypominał na niektórych odcinkach zawody Pucharu Świata w biegach narciarskich, a nie wyścig kolarski. Gdzieniegdzie ulice były zaśnieżone, drzewa białe. Organizatorzy skrócili trasę o 5 kilometrów, ale i tak śnieg towarzyszył zawodnikom, a do tego jeszcze trudny do zniesienia ziąb. W niektórych fazach klasyku temperatura spadła do 3 stopni.
28-letni Poels to twardy kolarz. Cztery lata temu omal nie zakończył kariery. Po upadku na szóstym etapie Tour de France doznał poważnych obrażeń wewnętrznych: śledziony, nerek, żeber. Mimo to jechał dalej, zanim się zorientował, że coś jest nie tak. Dwa tygodnie przeleżał w szpitalu, jego kariera wisiała na włosku, ale wrócił. Od ubiegłego roku jeździ w zespole Sky. Mówi, że w tej grupie odżył, na nowo nauczył się kolarstwa, a zwycięstwo w LBL jest również udziałem jego kolegów z zespołu.
Także Michała Kwiatkowskiego. Polak nienawidzi jeździć w zimnie, tym bardziej w śniegu. Przed tygodniem wycofał się z Amstel Gold Race, bo zmarzł, choć nogi też pracowały nie tak jak trzeba. Pojechał na kilka dni potrenować, a może odreagować jazdę w arktycznych warunkach, w słonecznej Hiszpanii. W LBL starał się jak mógł. 10 km przed metą prowadził cały wyścig. Nie dla siebie, jak się okazało, ale dla Poelsa. Przyjechał 36, tracąc 1,41 do Holendra. Ale Polak ma udział w tej wygranej. Można być pewnym, że w przyszłości Holender mu się za to odwdzięczy. Pewnie wtedy, kiedy będzie cieplej.