Bieganie po Beskidzie Sądeckim tuż po zakończeniu wakacji to już tradycja i obowiązkowy punkt w kalendarzu każdego zawodnika.
Najpierw w Krynicy-Zdroju, a od kilku lat trochę dalej, w Piwnicznej, tysiące biegaczy ma swoje święto. Niestraszny im deszcz ani upał, powstrzymać ich przed przyjazdem nie była w stanie pandemia koronawirusa, bo nawet wtedy – przy zachowaniu wszelkich restrykcji – impreza ostatecznie się odbyła.
Zjeżdżają z całej Polski. Jedni – by poprawiać rekordy życiowe i przesuwać granice własnych możliwości, drudzy – by zacząć przygodę z bieganiem po górach. Wszyscy – by spędzić aktywnie weekend w miłym towarzystwie i zawrzeć nowe znajomości.
– Myślę, że pod względem organizacyjnym osiągnęliśmy już bardzo wysoki poziom profesjonalizmu. Mogę to powiedzieć z czystym sumieniem, bo sam startowałem w dwóch konkurencjach i moje doświadczenie jest bardzo pozytywne – opowiadał „Rzeczpospolitej” po ostatnim Festiwalu Zygmunt Berdychowski.
Twórca imprezy – jak na dobrego i odpowiedzialnego gospodarza przystało – nie dyryguje zawodami zza biurka, lecz co roku aktywnie w nich uczestniczy. Dzięki temu na własnej skórze sprawdza, czy wszystko działa, jak należy i co można jeszcze poprawić. Bo przecież zawsze da się coś zrobić lepiej.