Niespełna 18-letnia tenisistka z Warszawy zapewniała w wywiadach, których udzielała podczas zimowej przerwy, że nie boi się konfrontacji z najlepszymi na świecie, wprost przeciwnie, czuje się gotowa i pragnie jej jak najszybciej.
Dzięki trzem zwycięstwom w kwalifikacjach i sukcesowi w pierwszej rundzie Australian Open – za co należą jej się wielkie brawa – miała szansę zmierzyć się z 28. tenisistką świata, obytą z największymi imprezami od lat, 27-letnią Włoszką Camilą Giorgi.
I było to zderzenie bolesne, choć początek meczu tego nie zapowiadał. Polka przełamała podanie rywalki, objęła prowadzenie 2:1 i wydawało się, że to może być przyjemna noc z happy endem. Niestety, później aż do końca spotkania Świątek nie wygrała ani jednego gema. Grała tak, jak umie, czyli atakowała każdą piłkę, ale wiele jej zagrań było zawstydzająco autowych, co przy dobrej dyspozycji grającej podobnym stylem Włoszki musiało się skończyć szybką porażką.
Trudno powiedzieć, czy można od zawodniczki Warsaw Sport Group już dziś wymagać więcej, może jedynie odrobiny refleksji nad tym, co się dzieje, i próby zmiany stylu gry, który prowadził do klęski. Ale na to zapewne przyjdzie czas, gdy Świątek straci młodzieńczą dzikość, a zyska umiar i refleksję. Musi temu towarzyszyć wzbogacenie tenisowej techniki, tak by młoda Polka nie była bezradna wobec takiej wojny w lustrze jak z Giorgi. Choć trzeba podkreślić – Włoszka jej nie pomogła, rozegrała dobry mecz.
Czekamy teraz z nadzieją na dalszy ciąg sezonu. Cel wydaje się jasny: awans na takie miejsce w rankingu WTA, by Wielkie Szlemy były dostępne bez eliminacji. To realne, wydaje się, że Świątek jest już w windzie do nieba, która w Melbourne stanęła dopiero przed wejściem na piętro dostępne tylko dla dorosłych.