To zwycięstwo Nadala zostanie opisane jako krótki pokaz bezlitosnego tenisa. Nie było zapowiadanych przez Szwajcara ataków, nie było chwil, w których Federer miałby szansę na odwet za dwa poprzednio przegrane finały. Tylko osoby o największej wierze w jego talent mogły uważać krótki zryw na początku drugiego seta za punkt zwrotny meczu. Nadal stracił wtedy swego gema serwisowego, a potem bronił się przed stratą drugiego, lecz po kilkunastu chwilach przywrócił na korcie Philippe’a Chatriera swą władzę absolutną.
Trudno będzie Federerowi tłumaczyć, że na kortach ziemnych rok po roku zbliża się do Hiszpana. Mimo zaangażowania trenera Jose Higuerasa oraz przekonywania siebie i wszystkich wokół, że cel jest osiągalny, twierdza Nadal nie padła, co więcej, kolejna porażka chyba skruszyła wiarę atakującego.
Nadal w Paryżu wygrywa jak Bjoern Borg w latach 1978 – 1981. Puchar wręczał mu sławny Szwed, obok czekała nagroda bardziej praktyczna – czek na milion euro. Radość Hiszpana być może potrwa tylko do turnieju wimbledońskiego, podczas którego nastąpi zamiana ról i to Nadal będzie próbował wyjść poza rolę mistrza jednej nawierzchni. Pod wrażeniem ostatniego zwycięstwa nad Szwajcarem można twierdzić, że tenisista z Majorki jest teraz bliżej sukcesu na trawie niż jego największy przeciwnik na mączce.
Ana Ivanović wygrała pewnie, miała dużą przewagę, z wojowniczości Dinary Safiny został tylko grymas na twarzy, potem widać było jedynie rosnącą rozpacz w oczach, gdy uciekało zwycięstwo.
Sukces Serbki efektownie łączy się z awansem na pierwsze miejsce w rankingu WTA. Wręczenie głównej nagrody przez Justine Henin symbolicznie podkreśliło tę zmianę warty. Ivanović zostanie 17. liderką kobiecego tenisa. Grając trzeci raz w wielkoszlemowym finale, zdobyła swój pierwszy tytuł, który jest jednocześnie pierwszym singlowym tytułem w Paryżu dla serbskiego tenisa – w tej kwestii małe wątpliwości mogłaby zgłosić tylko Monica Seles.