Na świecie kryzys finansowy, a w tenisie nie widać żadnych problemów. Po raz kolejny roczne pule nagród w rozgrywkach zawodowych znacząco wzrosły, w kobiecych o 34 procent (do 47 mln dolarów), męskich o 18 (do 82,3 mln). Zarobki pań z rakietą gonią dochody panów, doszło do tego, że po raz pierwszy w historii podczas turnieju w Sydney (11 stycznia zaczyna tam sezon Agnieszka Radwańska) pula nagród dla tenisistek (600 tys. dol.) jest większa, niż tenisistów (485 tys.), ale trudno przecież uważać to za powód do zmartwień.
Świat chce tenisa. Kryzys kryzysem, a z 63 turniejów ATP tylko 6 nie ma potwierdzonego wsparcia sponsorów, w cyklu WTA taki problem mają organizatorzy także tylko w kilku miastach na 54. Na renowację lub budowę stadionów tenisowych oraz ich otoczenia inwestorzy chcą wydać w nadchodzących latach setki milionów dolarów, najwięcej w Chinach i Hiszpanii.
Brad Drewett, jeden z dyrektorów ATP twierdzi, że wielki tenis obronił się przed problemami, bo przechodził je wcześniej, niż Wall Street. – Wierzyliśmy w siebie, znaliśmy swoją wartość i naturę naszego sportu, mieliśmy wizję i mogliśmy wcześniej strawić czoła trudnej sytuacji – mówił na kilka tygodni przed rozpoczęciem nowego sezonu.
Na razie trudno mu zaprzeczyć, tak samo jak szefowi WTA Tour Larry'emu Scottowi, który w 2009 roku wprowadził zmiany, jakich wcześniej nie widziano – przewrócił kalendarz, zmienił strukturę turniejów, zezwolił na pomoc trenerów w czasie spotkań, do zwiększonych nagród dodał tenisistkom dłuższe zimowe wakacje, ale i więcej obowiązków w największych imprezach.
Na wielkim tenisie wszyscy zarabiają i trudno uwierzyć, że w 2009 roku będzie inaczej. Rafael Nadal i Roger Federer to doskonały przykład, że tego rozpędu nie da się łatwo zatrzymać. Jeszcze rok się dobrze nie zaczął, a już w trakcie rozgrzewki przed Australian Open jeden albo drugi będzie miał na koncie ponad milion dolarów. Jak? Za same przyjazdy na pokazówkę do Abu Dhabi i turniej w Dausze opłata dla lidera i wicelidera rankingu nie może być mniejsza niż 500 tys. dol. Tyle brał Federer już w 2006 roku. W tej sytuacji zwycięstwa nie są już obowiązkowe, zresztą Szwajcar przegrał w półfinale Abu Dhabi z Andym Murrayem.