Korty otwarte, można zarabiać

Tenisowy rok 2009 ma kilka startów. Honorowy zapewnia Puchar Hopmana oraz pokazówki mężczyzn w Abu Dhabi i kobiet w Hongkongu. Start ostry to turnieje ATP w Dausze i Chennai, WTA w Auckland i wspólny w Brisbane. Na Wielkiego Szlema nie trzeba długo czekać – tylko dwa tygodnie.

Publikacja: 04.01.2009 00:04

Serbka Ana Ivanovic

Serbka Ana Ivanovic

Foto: Reuters

Na świecie kryzys finansowy, a w tenisie nie widać żadnych problemów. Po raz kolejny roczne pule nagród w rozgrywkach zawodowych znacząco wzrosły, w kobiecych o 34 procent (do 47 mln dolarów), męskich o 18 (do 82,3 mln). Zarobki pań z rakietą gonią dochody panów, doszło do tego, że po raz pierwszy w historii podczas turnieju w Sydney (11 stycznia zaczyna tam sezon Agnieszka Radwańska) pula nagród dla tenisistek (600 tys. dol.) jest większa, niż tenisistów (485 tys.), ale trudno przecież uważać to za powód do zmartwień.

Świat chce tenisa. Kryzys kryzysem, a z 63 turniejów ATP tylko 6 nie ma potwierdzonego wsparcia sponsorów, w cyklu WTA taki problem mają organizatorzy także tylko w kilku miastach na 54. Na renowację lub budowę stadionów tenisowych oraz ich otoczenia inwestorzy chcą wydać w nadchodzących latach setki milionów dolarów, najwięcej w Chinach i Hiszpanii.

Brad Drewett, jeden z dyrektorów ATP twierdzi, że wielki tenis obronił się przed problemami, bo przechodził je wcześniej, niż Wall Street. – Wierzyliśmy w siebie, znaliśmy swoją wartość i naturę naszego sportu, mieliśmy wizję i mogliśmy wcześniej strawić czoła trudnej sytuacji – mówił na kilka tygodni przed rozpoczęciem nowego sezonu.

Na razie trudno mu zaprzeczyć, tak samo jak szefowi WTA Tour Larry'emu Scottowi, który w 2009 roku wprowadził zmiany, jakich wcześniej nie widziano – przewrócił kalendarz, zmienił strukturę turniejów, zezwolił na pomoc trenerów w czasie spotkań, do zwiększonych nagród dodał tenisistkom dłuższe zimowe wakacje, ale i więcej obowiązków w największych imprezach.

Na wielkim tenisie wszyscy zarabiają i trudno uwierzyć, że w 2009 roku będzie inaczej. Rafael Nadal i Roger Federer to doskonały przykład, że tego rozpędu nie da się łatwo zatrzymać. Jeszcze rok się dobrze nie zaczął, a już w trakcie rozgrzewki przed Australian Open jeden albo drugi będzie miał na koncie ponad milion dolarów. Jak? Za same przyjazdy na pokazówkę do Abu Dhabi i turniej w Dausze opłata dla lidera i wicelidera rankingu nie może być mniejsza niż 500 tys. dol. Tyle brał Federer już w 2006 roku. W tej sytuacji zwycięstwa nie są już obowiązkowe, zresztą Szwajcar przegrał w półfinale Abu Dhabi z Andym Murrayem.

Głodu tenisa, co najdziwniejsze, wcale nie zaspokajają tylko turnieje WTA i ATP Tour. Turniej Hopmana w Perth, czyli nieoficjalne mistrzostwa świata drużyn mieszanych, wciąż trwa w kalendarzu, ma niezłą obsadę (w tym roku m. in. Lleyton Hewitt, rodzeństwo Safinów, Gilles Simon i Alize Cornet) i tradycyjnie zaczyna styczniową rywalizację na Antypodach.

W Abu Dhabi, poza dwójką liderów rankingu ATP szejkowie skusili jeszcze Murraya, Andy'ego Roddicka, Jamesa Blake'a i Nikołaja Dawydienkę. Nagroda 270 tys. dol. (zwycięzca bierze wszystko) i wypłaty nieoficjalne zrobiły swoje.

W Hongkongu gwiazdą miała być Maria Szarapowa, ale przysłała komunikat, że wciąż przygotowuje kontuzjowany bark do Australian Open i nie chce ryzykować. Gwiazd i tak tam nie zabraknie – o 220 tys. dolarów zagrają Jelena Janković, Venus Williams, Wiera Zwonariowa, Zheng Jie, Sania Mirza i Anna Czakwetadze.

Trochę obłudnie brzmią zatem narzekania mistrzyń i mistrzów rakiety na zbyt długi sezon, nadmierną eksploatację i dyscyplinujące zmiany regulaminowe. To znów będzie dla nich rok wielkich nagród, sławy i puchnących kont i to niezależnie od tego, czy turnieje będą nazywać się Premier, International, „1000”, „500” czy „250” (to nowe podziały w cyklach WTA i ATP).

Nad imperium tenisa słońce wciąż nie zachodzi, tylko świeci coraz bardziej intensywnie na zielono.

Na świecie kryzys finansowy, a w tenisie nie widać żadnych problemów. Po raz kolejny roczne pule nagród w rozgrywkach zawodowych znacząco wzrosły, w kobiecych o 34 procent (do 47 mln dolarów), męskich o 18 (do 82,3 mln). Zarobki pań z rakietą gonią dochody panów, doszło do tego, że po raz pierwszy w historii podczas turnieju w Sydney (11 stycznia zaczyna tam sezon Agnieszka Radwańska) pula nagród dla tenisistek (600 tys. dol.) jest większa, niż tenisistów (485 tys.), ale trudno przecież uważać to za powód do zmartwień.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu
Tenis
Billie Jean King Cup. Belinda Bencic nie przyjedzie do Radomia
Tenis
Hubert Hurkacz nie zagra w domu. Wycofał się z turnieju w Monte Carlo
Tenis
Iga Świątek potrzebuje więcej balansu i treningów. Nie zagra w Radomiu
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Długi cień Jannika Sinnera. Trwa bezkrólewie w męskim tourze