Meczu Polki opisywać właściwie nie warto, wynik mówi wszystko, choć być może jest dla Kani zbyt surowy. Aż tak źle tenisistka z Sosnowca nie grała, wcześniej przeszła w Paryżu przez trzy rundy eliminacji, pierwszy raz w karierze wygrała mecz w wielkoszlemowym turnieju głównym, więc bez posądzeń o minimalizm można zrozumieć jej dobry nastrój po przegranej.
Wydarzeniem dnia była porażka ubiegłorocznej finalistki, Rumunki Simony Halep z 33-letnią Chorwatką Mirjaną Lucić-Baroni, która pierwszy raz w Wielkim Szlemie zagrała w roku 1997. Przepowiadano jej wielką karierę, rywalizowała z Martiną Hingis o miano najzdolniejszej tenisowej nastolatki, a potem wszystko się załamało, poznaliśmy bolesne szczegóły z życia Lucić, w sumie typowe dla tenisa: ojciec zamordysta, terror i psychiczne znęcanie się były codziennością. Mirjana na długo przerwała karierę, miała problemy finansowe, ale w końcu wróciła do tenisa i odnosi sukcesy, w ubiegłym roku w trzeciej rundzie US Open pokonała Halep po raz pierwszy, a w Paryżu był bis.