Jak ocenia pan poziom sportowy zakończonego w niedzielę turnieju?
Bardzo wysoko. W męskim tenisie różnice w poziomie gry zawodników nie są aż tak duże jak np. w tenisie damskim. Zwycięzca naszego turnieju Stefano Travaglia z Włoch notowany na 95. miejscu listy ATP wygrał niedawno ze swoim rodakiem Fabio Fogninim, a ten ostatni jest przecież tegorocznym triumfatorem turnieju w Monte Carlo, a więc zawodów kategorii ATP Tour Masters 1000. Czyniąc takie porównania można by się więc licytować jak wysoki był poziom gry w Sopocie. Oczywiście też patrząc z innej strony można podać przykład Kamila Majchrzaka notowanego na setnym miejscu listy ATP i rozstawionego u nas z nr 2, który przegrał w swym pierwszym meczu (w drugiej rundzie) z Jeremym Jahnem z Niemiec notowanym na 428 miejscu listy ATP. Kamil doznał porażki, ale jego przeciwnik zagrał na poziomie trzydziestego miejsca na świecie. Było więc sporo zaskoczeń w turniejowej drabince, ale to chyba piękne. Obejrzeliśmy bardzo dużo meczów trzy-setowych i tie-breaki w trzecich setach co się rzadko zdarza. Mieliśmy szczęście do takich spotkań. Było naprawdę ciekawie.
Skoro mówi pan o Kamilu Majchrzaku to jak ocenić grę pozostałych Polaków?
BNP Paribas Sopot Open to dla nich bagaż nowych doświadczeń więc cieszę się, że mogli wystąpić w takim turnieju. Do Kamila absolutnie pretensji nie mam. Zrobił wszystko co trzeba, aby być dobrze przygotowanym do meczu. Bardzo też lubi grać w Sopocie. Co do innych naszych tenisistów to czasami tak jest, że nie idzie. Pamiętajmy jednak, że skoncentrowaliśmy się na tym, aby dzikie karty otrzymali nasi młodzi zawodnicy. Teraz w męskim tenisie nie zdarza się, jak to wcześniej bywało, że szesnasto czy osiemnastolatek dochodzi do dużych osiągnięć. Za to w deblu jest sukces w postaci finału pary Kowalczyk-Drzewiecki, a Mateusz Kowalczyk grał w finale drugi raz z rzędu.
A jak turniej wypadł organizacyjnie choćby względem ubiegłorocznej edycji?