Dla Safarovej to pierwszy ćwierćfinał w Paryżu, dla Szarapowej pierwsza tak wczesna porażka od czterech lat. Wygrywała rok i trzy lata temu, między tymi sukcesami była w finale, a teraz w starciu z leworęczną, potrafiącą znakomicie wykorzystać ten atut rywalką, bywała momentami bezradna. „Przegrałam, bo nie umiałam zagrać dobrze kilku punktów z rzędu, Lucie była dużo agresywniejsza, nie poradziłam sobie z jej uderzeniami po przekątnej, ona umiała jeszcze lepiej niż na innych nawierzchniach wykorzystać swą leworęczność" - mówiła Szarapowa po porażce.

Rosjanka przeszła w Paryżu długą drogę - od nastolatki wychowanej na amerykańskich kortach twardych, która miała ogromny problem z poruszaniem się po ceglanej mączce (jej zdanie, że czuje się na niej jak krowa na lodzie jest cytowane do dziś), do dwukrotnej triumfatorki. W tym roku nic nie zapowiadało klęski, wprost przeciwnie, Szarapowa wygrała niedawno turniej w Rzymie. O chorobie (przeziębienie), która dopadła ją w Paryżu nie chce mówić, podkreśla, że przecież była na korcie, grała, ale po prostu nie dała rady. Rzadko słyszymy takie słowa z ust pokonanego mistrza, szczególnie tak rozpieszczanego jak piękna Masza.

W innym poniedziałkowym meczu 1/8 finału Amerykanka Sloane Stevens przez półtora seta mierzyła się z zawodniczką, która przypominała Serenę Williams, ale to niemożliwe, by to była ona. Proste błędy jeden po drugim, dwumetrowe auty, dziwna apatia przerywana próbami wygrania wymiany rozpaczliwym strzałem - to nie mogła być Serena. Liderka światowego rankingu pojawiła się na korcie dopiero przy stanie 1:6, 3:3 i została już do końca meczu. Ale Stevens się nie przestraszyła, bo jednak nie było to wejście podrażnionego smoka, jakiego mogła się obawiać.

Serena grała lepiej, lecz wciąż nie tak jak spodziewamy się po najlepszej tenisistce świata i ambitna 22 - latka z Florydy do ostatnich gemów miała swoje szanse. Zapewne pamiętała, że rywalka nie jest taka straszna, bo wygrała już z nią dwa lata temu podczas Australian Open, ale wtedy była to jednak Serena cierpiąca (spuchnięta kostka).

Z Polaków w turnieju został już tylko wyraźnie szczuplejszy Marcin Matkowski, który gra w deblu i mikście. Jutro para Matkowski - Nenad Zimonjić spotyka się w ćwierćfinale z najlepszym deblem świata Bob Bryan - Mike Bryan. Niestety odpadł w singlu nasz jedyny junior Hubert Hurkacz. Matkowski może nam jeszcze odrobinę poprawić humor, ale nie ma co ukrywać - Paryża znów nie podbiliśmy. Szczególnie boli to, że w turnieju kobiet w ćwierćfinałach są zawodniczki takie jak Ukrainka Elina Switolina czy Belgijka Alison van Uytvanck, a Agnieszka Radwańska już pojechała do domu.