Radość jeszcze trwa, miło czytać wszystkie zachwyty nad grą i postawą najlepszej polskiej tenisistki. Świat zauważył nawet świetlny napis „BRAWO AGA", który pojawił się niedzielnym wieczorem na ścianach Stadionu Narodowego w stolicy. Zagraniczni komentatorzy tenisa przypominają, że Polka zajmowała po Roland Garros 26. miejsce w rankingu „Road to Singapore", spadła nawet na 15. pozycję w zwykłej klasyfikacji WTA, a finał jaki był, każdy widział.
W mediach społecznościowych gratulacje i uśmiechy, również na twitterowych zdjęciach Martiny Navratilovej cieszącej się z całą ekipą Radwańskiej w Singapurze i na fotkach Chris Evert na Facebooku. Podsumowanie tego gorzko-słodkiego sezonu, który zaczął się od zwycięstwa pary Radwańska–Janowicz w Pucharze Hopmana a skończył fajerwerkami podczas wręczania Agnieszce Pucharu Billie Jean King na dywanie w Singapure Indoor Stadium, siłą rzeczy wygląda dobrze. Chociaż po drodze nie brakowało wątpiących w talent tenisistki z Krakowa.
W większości życzeń na kolejny rok powtarza się zdanie o przyszłym zwycięstwie w Wielkim Szlemie, by udana kariera Agnieszki Radwańskiej miała najwyższy blask. Argumenty natury statystycznej potwierdzają, że jest to możliwe: dziesięć lat temu Amelie Mauresmo została mistrzynią turnieju finałowego WTA, a dopiero w następnym roku zdobyła tytuły w Australian Open i Wimbledonie.
Są oczywiście tacy, którzy przypomną, że w 1982 roku Sylvia Hanika wygrała turniej Masters w Nowym Jorku (w finale 1:6, 6:3, 6:4 z Navratilovą), ale dla Niemki ten mecz nie stał się przełomem. W przypadku Agnieszki Radwańskiej wiara, że znajdzie sposób na Wielki Szlem, jest jednak większa.
– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni... – skomentował dla „Rz" wynik córki w Singapurze Robert Piotr Radwański. Ojciec i pierwszy trener tenisistki wciąż widzi rezerwy w grze Agnieszki i szanse spełnienia najśmielszych tenisowych marzeń. – W pełni widać było, co potrafi, w tie-breaku z Simoną Halep. To był jej najlepszy mecz w turnieju. Agresja, gra kątowa: to jest ten styl, który może dać największe zwycięstwa. Wcześniej było widać tylko przebłyski odmienionej gry Iśki – mówił.
Planowanie sukcesu w zawodowym tenisie to dziś także precyzyjne planowanie kalendarza startów. W 2016 roku do programu obowiązkowego: Wielkiego Szlema, największych turniejów WTA, dochodzą obowiązki w Pucharze Federacji i start olimpijski w Rio de Janeiro. Rozsądek (i doświadczenie największych: Rogera Federera czy Sereny Williams) podpowiada, by z czegoś zrezygnować. W 2015 roku Polka zagrała 76 meczów (wygrała 51), to wciąż dużo.