Hurkacz wraca do gry na najwyższym poziomie po kontuzji, która zabrała mu sporą część poprzedniego sezonu. Rzucając się do piłki podczas meczu z Arthurem Filsem – w taki sposób doznał urazu kolana – spadł z dużej wysokości, bo występy w Paryżu i Halle sugerowały, że jest w życiowej formie. Był siódmy w rankingu ATP, zaczynał Wimbledon z nadzieją na piękne dni.
Dziś odbudowuje pozycję, długo szukał zdrowia i formy. Hurkacz od sierpnia wygrał 8 z 16 meczów, przez co zakończył sezon jako 16. tenisista świata – ostatni raz tak nisko był w 2020 roku. To odbiło się na rozstawieniu w Australian Open, gdzie rok temu dotarł do ćwierćfinału. Powtórzenie tego wyniku byłoby sensacją, bo w czwartej rundzie na Polaka czeka Jannik Sinner.
Czytaj więcej
Iga Świątek wygrała pierwszy wielkoszlemowy mecz z Wimem Fissette’em w boksie trenerskim. Polka pokonała 6:3, 6:4 Katerinę Siniakovą i w drugiej rundzie zmierzy się z Rebeccą Sramkovą.
Australian Open. Hubert Hurkacz odkrywa swój tenis na nowo
To jeszcze perspektywa odległa, zwłaszcza że Hurkacz wypływa tym turniejem na nowe wody. Zmienił strój i rakietę, a rozwojem jego tenisa nawigują dziś Nicolas Massu oraz Ivan Lendl. Może Polak uznał, że w pracy z Craigiem Boyntonem doszedł do ściany, a może zdał sobie sprawę, że w czasach, gdy Sinner i Carlos Alcaraz zmienili tenis w grę skrajnie ofensywną, także potrzebuje nowego oprogramowania.
Niezależnie od stanu poszukiwań lepszej wersji siebie Hurkacz wciąż pokazuje atuty, do których nas przyzwyczaił. Nie popełniał błędów (23 w całym meczu), imponował podaniem – już w pierwszym gemie zaserwował trzy asy – przygotowaniem fizycznym oraz poruszaniem się po korcie. Momentami na tle Griekspoora przypominał tenisistę, którego rok temu wymienialiśmy wśród faworytów Wimbledonu.