Rankingi nie grają – w singlu Kubot jest dziś wedle oficjalnej klasyfikacji ATP – 669., Japończyk ma przy nazwisku numer 208., ale na korcie nie zawsze ma to znaczenie. Tak było we wtorkowy wieczór: Polak, nie do końca przygotowany do rywalizacji singlowej walczył, ryzykował, nie zrażał się i choć miał chwile słabszej gry – dał radę, zwyciężył 7:6 (7-5), 6:4.
Pierwszy set zostanie zapamiętany głównie z powodu zwrotów akcji: najpierw efektowne ataki Kubota (akcje serwis-wolej znów przypomniały klasykę tenisa sprzed lat) i prowadzenie 5:2, potem pogoń rywala, prawie udana, bo Moriya długo prowadził w tie-breaku, lecz ostatni punkt znów należał do lokalnego bohatera.
Drugi set był dla Polaka nieco łatwiejszy – wczesne przełamanie serwisu Japończyka oznaczało w miarę spokojną grę do decydującego dziesiątego gema. – Bardzo dziękuję kibicom za to, że przyszli dopingować tenisowego weterana. Teraz wierzę w kolejne zwycięstwa – mówił zwycięzca i oczywiście dał znany pokaz gimnastyczny, nieco zbliżony do popularnego tańca paryskich dziewcząt w teatrzykach variétés u schyłku XIX wieku.
Pozostała polska dwójka przegrała. Kamil Majchrzak dość długo walczył z Jewgienijem Donskojem (83. ATP, nr 1 turnieju). Były długie wymiany, zacięte gemy, widzowie w hali Orbita nie mieli powodów do narzekania, poza jednym – decydujące piłki wygrywał jednak Rosjanin.
– Przeciwnik miał większe doświadczenie, to pomagało mu w najważniejszych momentach meczu. Uważam, że zagrałem lepiej niż rok temu [wtedy też grał w pierwszej rundzie z nr 1, Ricardasem Berankisem – przyp. k.r.], ale nie mogę być zadowolony z wyniku – podsumował swój start młody Polak.