Reklama

Guillermo Vilas: Wszystko zaczęło się od poety

W argentyńskiej historii tego sportu są perfumy Sabatini i wiersze Vilasa, ale także pot i walka do ostatniej piłki.

Aktualizacja: 29.02.2016 23:10 Publikacja: 29.02.2016 18:45

Guillermo Vilas – pierwszy argentyński tenisowy as

Guillermo Vilas – pierwszy argentyński tenisowy as

Foto: AFP

W Pucharze Davisa były cztery finały z udziałem Argentyny – wszystkie przegrane: w 1981 roku z USA, w 2006 z Rosją, w 2008 i 2011 z Hiszpanią. Polska zagra za kilka dni z drużyną głodną sukcesu i wciąż niespełnioną.

Fundamentalne trzytomowe dzieło „Historia del tenis en la Argentina" Roberto Andersena i Eduardo Puppo w opisie początków „deporte blanco" sięga roku 1806. Powołuje się na przekazy z czasów zapomnianej brytyjskiej inwazji na Buenos Aires. Już wtedy donoszono o dziwnej grze przez siatkę na podwórcu willi w Cabildo de Luján w wykonaniu wziętych do niewoli angielskich oficerów.

Bardziej pokojowa wersja mówi o wpływie pracowników brytyjskich kompanii zaproszonych pod koniec XIX wieku do Argentyny w celu budowy kolei żelaznych. Ekonomiczny i socjalny związek narodzin pierwszych klubów tenisowych z przystankami kolejowymi jest wyraźny. Tenisowa federacja Argentyny powstała w 1921 roku, czerpiąc rzecz jasna wszystkie regulacje z tenisa brytyjskiego.

Kronikarze argentyńscy chętnie podają nazwiska pionierów, debiutantów w Pucharze Davisa, także pierwsze mistrzynie kobiecego tenisa nad River Plate, ale, szanując te postaci, trudno twierdzić, że podbiły one świat, choć Alfredo Villegas, Alejo Russell, Heraldo Weiss, Alberto Basaldúa, Hector Etchart, Felisa Piédrola, Enrique Morea i inni pojawiali się w rozgrywkach międzynarodowych, nawet w Wielkim Szlemie.

Wielki tenis w Argentynie zaczął się od Guillermo Vilasa. Mistrz urodził się Mar del Plata w 1952 roku. Gdy miał 12 lat, wygrał pierwszy turniej klubowy (w mikście), ledwie skończył 17, już pojawił się w zawodowym tenisie, choć próbował być prawnikiem jak ojciec.

Reklama
Reklama

Byk z pampasów

Zasadniczy wpływ na karierę Vilasa miało spotkanie z Ionem Tiriakiem, szarą eminencją tenisa. Rumuński mentor poprowadził Argentyńczyka ku sławie i pieniądzom. O relacjach Vilasa z Tiriakiem krążyło wiele opowieści, może mocno ubarwionych; jedni widzieli w Rumunie tyrana, inni wiernego powiernika, ale wyniki i słowa tenisisty („Ion wiedział więcej ode mnie...") świadczyły, że mentor miał autorytet.

Starsi kibice pamiętają długowłosego, leworęcznego, niezwykle pracowitego atletę, „Byka z pampasów", który drewnianą rakietą potrafił wyczyniać na kortach ziemnych cuda, które dopiero po trzech dekadach powtarzał Rafael Nadal. Vilas jest czterokrotnym mistrzem Wielkiego Szlema, zwyciężył w 1977 roku w Paryżu i Nowym Jorku, w 1978 i rok później w Australian Open. Wygrał w sumie 62 turnieje, także Masters 1974, zasłużone miejsce w Galerii Sławy otrzymał w 1991 roku.

Jest też wynalazcą tenisowego „hot doga", czyli zagrania piłki między nogami, tyłem do siatki. Mówił, że zainspirowała go reklama whisky, w której gracz polo Juan Carlos Harriott efektownie uderzał piłkę między nogami konia.

Legendę Vilasa zbudowała również twórczość poetycka. Pisano o niej wiele, choć nie zawsze pochlebnie. Jorge Luis Borges na prośbę o ocenę odpowiedział: – Wyobraźcie sobie mnie grającego w tenisa. Sławny pisarz był już wtedy niewidomy.

Pierwszy tomik, z 1974 roku, miał tytuł „Cientoveinticinco" („125"), w Argentynie sprzedano 15 000 egzemplarzy. Drugi „Cosecha de Cuatro" z 1977 roku, wydany zaraz po sukcesie autora na Roland Garros, też miał powodzenie. Przyszły kolejne.

Tenisista-poeta miewał różne fazy twórczości, od wierszy przeszedł do pisania piosenek, sam próbował śpiewać, wydawał albumy muzyczne. Bardziej życzliwi pisali nawet, że wybił się z lokalnej monotonii, rozwijając latynoamerykański rap.

Reklama
Reklama

Zdobył wiele serc kobiecych, w ojczyźnie postawiono mu niejeden pomnik, ostatni niedawno: kort centralny Buenos Aires Lawn Tennis Club dostał miesiąc temu jego imię. Ludzie wciąż pamiętają, jak jeździł wiśniowym cadillakiem model 1947 po Avenida del Libertador, rozdawał autografy albo pił kawę i rozmawiał w knajpach La Boca.

Vilas podoba się rodakom także dlatego, że choć mieszka w Monte Carlo (podatki), to zawsze promuje życie po argentyńsku: yerba mate i tango cały dzień, wolny duch, uwielbienie sztuki, dopóki starcza sił.

Legion Argentina

Po Vilasie trudno znaleźć równie barwnych graczy, ale tamtejszy tenis miał już wzór. Kilka lat po „Willym" dobrze grał Jose Louis Clerc (teraz ma akademię w Miami), lata 80. przyniosły sukcesy Alberto Manciniego, Martina Jaite, Franco Davina, Guillermo Pereza Roldana i Horacio de la Peny (dziś większość z nich to cenieni trenerzy).

Kryzys ekonomiczny w Argentynie zmienił ścieżki karier nowego pokolenia. Pojawił się sponsoring prywatny, dzięki któremu na początku XXI w. pojawiła się zdolna grupa nazwana Legion Argentina. Byli w niej mistrz Roland Garros 2004 Gaston Gaudio, finalista Wimbledonu 2002 David Nalbandian, zadziwiający tenisista motyl Guillermo Coria, twardy Guillermo Canas, Mariano Puerta (finalista Roland Garros 2005), Mariano Zabaleta, Jose Acasuso i inni. W pierwszej setce rankingu ATP znalazło się w pewnej chwili aż 21 Argentyńczyków.

Pojawiły się też talenty kobiece: Ines Gorrochategui i, przede wszystkim, Gabriela Sabatini, mistrzyni US Open 1990, rok później finalistka Wimbledonu. Po niej dały się zapamiętać Maria Emilia Salerni, Paola Suarez i Gisela Dulko.

Kuźnią talentów stał się sławny klub w mieście Tandil (skąd pochodzi także Juan Martin del Potro, mistrz US Open 2009), liczyły się też wyjątkowe zaangażowanie, ambicja i pęd do sukcesu Argentyńczyków w każdej dziedzinie, nie tylko w sporcie. Podejrzenia, że na to tenisowe wzmożenie miał wpływ doping, też się pojawiły, nie bez przyczyny – kilka głośnych wpadek (Puerta, Coria, Canas, Juan Ignacio Chela, Martin Rodriguez, Mariano Hood) nieco podważyło zaufanie do południowoamerykańskich metod szkoleniowych.

Reklama
Reklama

W Argentynie grać można cały rok, lata boomu dały krajowi 1200 klubów, gromadę trenerów, około 1,8 mln osób gra amatorsko w tenisa. Z nich co jakiś czas może wyjść del Potro i podobni.

W Gdańsku są Leonardo Mayer, Guido Pella, Carlos Berlocq, Renzo Olivo i kapitan Daniel Orsanic (kiedyś deblowy półfinalista Roland Garros) – naśladowcy Guillermo Vilasa. Jedno jest pewne – żaden z nich zwycięstwa Polakom łatwo nie odda.

Tenis
Tenisowa zabawa za pieniądze Gazpromu. W propagandowym turnieju zagrali nie tylko Rosjanie
Tenis
Jelena Rybakina mistrzynią WTA Finals. Zarobiła na porządne wakacje
Tenis
Słodko-gorzki rok Igi Świątek. Rywalki rosną szybciej
Tenis
Iga Świątek nie powtórzy sukcesu z 2023 roku. Koniec sezonu dla Polki
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Tenis
Znakomity początek i niespodziewany koniec. Bolesna porażka Igi Świątek w Rijadzie
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama