I jest raczej pewne, że w najbliższym czasie powodów, by tak sądzić jeszcze przybędzie. Celem Serba w tym roku – po zwycięstwach w Australii i Paryżu – jest bez wątpienia klasyczny, kalendarzowy Wielki Szlem. Już raz, dwa lata temu, był od jego osiągnięcia o krok, ale w finale US Open przegrał z Rosjaninem Daniiłem Miedwiediewem.
Jeśli w tym roku zwycięży w Wimbledonie i Nowym Jorku, dyskusja o tym, czy jest równie wielki jak Roger Federer i Rafael Nadal, będzie już miała sens jedynie w kategoriach tenisowej estetyki.
Do elegancji ruchu i łatwości gry Szwajcara być może nikt się nie zbliży, choć kto wie – tak samo pisano po tym, jak karierę kończył Pete Sampras. Waleczności i serca Nadala też może nie uda się sklonować, choć i tu pojawił się kandydat – Carlos Alcaraz.
Czytaj więcej
Roland Garros zakończył się meczem, w którym Serb Novak Djoković pokonał Norwega Caspera Ruuda i został jedynym tenisistą, który zwyciężył w 23 turniejach wielkoszlemowych.
Ale to Djoković będzie miał na koncie najwięcej wielkoszlemowych triumfów, a koniec końców przede wszystkim to się liczy. Już dziś jest sam na szczycie (23 zwycięstwa), a biorąc pod uwagę jego fenomenalną wydolność i gibkość, żadne marzenie nie jest zbyt szalone, pomimo ukończonych 36 lat.