W latach 30. Sato był najlepszym japońskim tenisistą. W wieku 25 lat w roku 1933 klasyfikowano go na szóstym miejscu na świecie. Przyjaźnił się z jednym z francuskich Muszkieterów Henri Cochetem. Pomimo to chciał zerwać z tenisem i wrócić na studia, tym bardziej, że bardzo przeżył porażkę w półfinale z Australią. Japonia była wówczas krajem skrajnie nacjonalistycznym - przypomina „L,Equipe Magazine”-  i władze nakazały Sato, by grał, poprowadził zespół w rewanżu z Australijczykami i oczywiście wygrał.

5 kwietnia roku 1934 Japończycy byli na statku w okolicach Sumatry, w drodze na mecz w Australii. Około 23.30 odezwała się syrena. Jiro Sato skoczył do morza, ciała nigdy nie odnaleziono. W kabinie pozostawił dwa listy. W jednym przepraszał kolegów, że nie znalazł w sobie siły, by poprowadzić ich do zwycięstwa, a w drugim kapitana statku za zamieszanie jakie wywołał.

W tej samej daviscupowej japońskiej drużynie był  też Ryosuke Nunoi, który bardzo przeżył samobójstwo kolegi. W roku 1945, pod koniec wojny zastrzelił się w Birmie, gdy był kapitanem armii japońskiej.