Niech żyje Rafael, jeszcze raz wygrała Venus

Rafael Nadal i Roger Federer zagrali jeden z najlepszych wielkoszlemowych finałów. Fascynujące pięć setów, prawie pięć godzin walki i 6:4, 6:4, 6:7, 6:7, 9:7 dla Hiszpana. W sobotę Venus Williams dodała do kronik swój piąty sukces po zwycięstwie nad siostrą Sereną.

Aktualizacja: 07.07.2008 04:16 Publikacja: 07.07.2008 03:40

Niech żyje Rafael, jeszcze raz wygrała Venus

Foto: AFP

Nie ma wielu wydarzeń, które da się porównać z takim meczem tenisowym, jaki w niedzielny wieczór pokazali Hiszpan ze Szwajcarem. Ich rywalizacja staje się jednym z najważniejszych zjawisk współczesnego sportu. Są ponad resztą tenisistów pod każdym względem, zabierają im nadzieję na równą rywalizację, gdyż mają więcej talentu, umiejętności technicznych, woli zwyciężania i pracowitości.

Przenieśli tenis w rejony zdarzeń, podczas których zapomina się o ich milionach dolarów, kontraktach, światowym życiu w sferach dostępnych niewielu. Gdy grają, stają się nami, odbijamy z nimi, walczymy, przeżywamy każdą straconą piłkę i skaczemy z radości po wygranej. Niewielu to potrafiło w przeszłości, niewielu będzie umiało to zrobić za parę lat.

W dniu finału od rana lało, ale nawet deszcz spełnił swoją ważną rolę w tym wielkim sportowym teatrze. Wyszli grać lekko spóźnieni. Oczekiwanie, że Hiszpan wygra ze Szwajcarem wcale nie było w Londynie niepopularne. Rekordy rekordami, szóste zwycięstwo Szwajcara z rzędu poruszało wyobraźnię, ale zobaczyć mistrza z kortów Rolanda Garrosa jak bije mistrza już nieco pożółkłej trawy to także niezwykła sprawa.

Po dwóch godzinach i kwadransie, gdy na tablicy było 6:4, 6:4, 4:5 dla Nadala, nikt nie mógł powiedzieć, że się nudził. Deszcz wymusił pierwszą chwilę refleksji – główna myśl była oczywista: Hiszpan przerasta siebie. Takiego tenisa tu dawno nie widziano. Intensywność niektórych wymian zapierała dech. Mecz osiągnął niemal natychmiast właściwe napięcie.Nadal dość szybko przełamał serwis Federera i bezlitośnie kontrując ataki obrońcy tytułu, zdobył seta z tym jednym przełamaniem. Nie było tak, że gwałtownie niszczył Szwajcara, raczej punkt za punktem, po trochu odbierał mu wiarę, że można go złamać. Po drodze były też liczne piłki na przełamanie, na odwrócenie losów seta, każdy obroniony przez Hiszpana.

Drugi set – historia podobna. Najpierw chwila wielkości szwajcarskiego mistrza i za chwilę przewaga Hiszpana. W trzecim, przy remisie 1:1, Nadal upadł. Zabolało kolano, widownia wstrzymała oddech, po raz pierwszy Federer zdobył gema przy serwisie pretendenta. Kilka wymian i znów brawa na stojąco dostał Hiszpan, jego siła i szybkość nie zmalały, zadziwiająca skuteczne rotacyjne serwisy wciąż były groźne. W tej gęstniejącej od emocji atmosferze zapomnieliśmy o deszczu, ale Wimbledon przypomniał o swej tradycji.

Takie przerwy mają swoją złą i dobrą sławę w kronikach tenisa. Pierwszą, ponad godzinną, będzie chwalił Federer. Po znakomitym tie-breaku (4 asy) wygrał trzeciego seta i czekaliśmy na nowe emocje. Były na poziomie o piętro wyższym. Kolejny tie-break, w nim dwie piłki meczowe Hiszpana, obronione, zwycięstwo Szwajcara. Druga przerwa (przy 2:2 w piątym secie) była krótsza, ale wizja dokończenia tego świetnego meczu w poniedziałek stawała się realna. Bohaterowie zdążyli przed zmrokiem. W piątej godzinie meczu grali jak w pierwszej. Doszli do chwili, w której każda piłka jest ważna, każdą się oklaskuje jak meczową, aż wreszcie przy stanie 7:7, popsuła się maszynka serwisowa Federera, zawiódł raz i drugi strzał z forhendu. 8:7 dla Nadala.

Ostatni gem, jeszcze 30-30, i trzecia piłka meczowa. Return nie do obrony. Znów meczbol, czwarty, odpowiedź słabsza, poprawka w siatkę. Nadal tworzy nowy rozdział wimbledońskiego tenisa. Bjoern Borg na trybunach tylko się uśmiechnął – kiedyś on walczył o swój szósty tytuł z rozstawionym z nr 2 Johnem McEnroe. Przegrał. Historia lubi się powtarzać, dobrze, że czasem tak pięknie.

Dzień wcześniej Wimbledonem rządziły siostry Williams. Porządny mecz w bezkompromisowym stylu, dwa długie sety, żadnych cichych umów, tylko walka do ostatniej piłki przed 15 tysiącami osób na korcie centralnym. Były głosy, że dobrze, iż tenisowe pociski są z filcu i kauczuku, a nie z metalu, bo mogła polać się krew.

Zadbały o szczegóły. Ostatnie treningi przeprowadziły osobno. Na sobotni finał przyjechały ze wspólnego mieszkania osobnymi limuzynami. Ojciec przezornie wyjechał wcześniej do Ameryki, tłumacząc, że serce go boli, gdy ogląda takie finały.

Dramaturgię naprawdę tworzyły potężne wymiany, ostre serwisy i bojowe okrzyki. Trudno było przypuszczać, że zaciśnięte pięści Sereny czy krótkie uśmiechy zadowolenia Venus są na użytek kamer, aparatów fotograficznych i lornetek. Venus odrobiła straty, nie ustąpiła nawet wtedy, gdy siostra zagrała jej w tors mocnego woleja z odległości 2 metrów, poprawiła rekord szybkości serwisu (208 km/godz.). Piąty tytuł dla Venus Williams, pierwszy z wygranych na Wimbledonie z Sereną. 750 tysięcy funtów dla mistrzyni, 375 tysięcy dla pokonanej, po trzech godzinach jeszcze tytuł deblowy wart 230 tysięcy. Wszystko znakomicie, ale dzień później Wimbledon zobaczył mecz Nadala z Federerem i oniemiał.

Mężczyźni

R. Nadal (Hiszpania, 2) – R. Federer (Szwajcaria, 1) 6:4, 6:4, 6:7 (5-7), 6:7 (8-10), 9:7.

Debel mężczyzn

D. Nestor, N. Zimonjić (Kanada, Serbia, 2) – J. Bjoerkman, K. Ullyett (Szwecja, Zimbabwe, 8) 7:6 (14-12), 6:7 (3-7), 6:3, 6:3.

Kobiety

V. Williams (USA, 7) – S. Williams (USA, 6) 7:5, 6:4.

Debel kobiet

S. Williams, V. Williams (USA, 11) – L. Raymond, S. Stosur (USA, Australia, 16) 6:2, 6:2.

Juniorzy

G. Dymitrow (Bułgaria, 9) – H. Kontinen (Finlandia) 7:5, 6:3.Juniorki

L. Robson (W. Brytania) – N. Lertcheewakarn (Tajlandia, 3) 6:3, 3:6, 6:1.

Mikst

B. Bryan, S. Stosur (USA, Australia) – M. Bryan, K. Srebotnik, 1) 7:5, 6:4.

Rafael Nadal – nowy mistrz Wimbledonu

Czy dwa wcześniej przegrane meczbole będą pana prześladować, gdy pomyśli pan kiedyś o tym finale?

Rafael Nadal: To nie ja je przegrałem, to Roger dwa razy świetnie zaserwował i nic nie mogłem z tym zrobić. Gdy miałem trzecią piłkę meczową, zagrałem na jego bekhend, on czasami słabiej odpowiadał z tej strony kortu, ale tym razem wyszło mu cudowne uderzenie. Nie będę miał do siebie pretensji, że wtedy też nie zdążyłem.

Jak pan odbiera to zwycięstwo?

To niemożliwe, żeby wyjaśnić, co się czuje. To szczęście być zwycięzcą takiego turnieju. Najlepszego, jaki znam. To spełnienie dziecięcych marzeń, ale tak naprawdę tej chwili zupełnie sobie nie wyobrażałem. Dla każdego tenisisty hiszpańskiego wygranie Wimbledonu graniczy przecież z cudem.

Jak pan się odbudował psychicznie i grał najlepszy tenis po przegraniu dwóch setów w tie-breakach?

To finał Wimbledonu, nie miałem wyboru, musiałem dalej walczyć, i to z pozytywnym nastawieniem. W końcu, mimo tych tie-breaków grałem przecież dobrze, może zabrakło mi trochę szczęścia. Fatalnie zagrałem w czwartym secie dwa punkty przy stanie 5-2 dla mnie. Zaakceptowałem te złe zagrania i zacząłem myśleć o kolejnych piłkach. Na tym to polega.

Czy pan się zmęczył finałem?

Trochę tak, na pewno. To był długi, trudny dzień. To był jeden z tych dni, gdy grasz mecz ważniejszy niż inne i gdy skończysz, czujesz się bardziej zmęczony niż zwykle.

Czy to był najlepszy mecz w pańskiej karierze?

Na pewno najbardziej emocjonalny. Nie wiem czy najlepszy. Prawdopodobnie tak.

Czy stawia pan zwycięstwo w Wimbledonie wyżej niż w Roland Garros?

Gdy pierwszy raz wygrywałem w Paryżu, też czułem, że to niezwykła chwila. Nie chcę porównywać Wielkich Szlemów, ale Wimbledon ma specjalne znaczenie dla każdego tenisisty. To tradycja i wszystko, co się z nią wiąże. Na pewno wygrana tutaj jest dla mnie większą niespodzianką niż sukces we Francji.

Nigdy pan nie mówił w przeszłości, jak niektórzy tenisiści, że trawa jest dla krów, dlaczego?

Ja uwielbiam grać na trawie. Nawet kiedy przegrałem tu w 2005 roku mecz z Gillesem Mullerem, powiedziałem sobie: kocham tu grać. Czasem, kiedy ktoś serwuje za dobrze, widowisko staje się trochę nudne, ale normalnie widzi się tu bardzo przyjemne mecze. Można grać agresywnie, można obronnie, jest interesująco. Trzeba to zrozumieć i wtedy osiąga się lepsze rezultaty.

Co powiedział pan Rogerowi Federerowi po meczu?

Po prostu: to był dobry turniej, przepraszam. To dlatego, że wiem, jak ciężko przegrać finał taki jak ten. Ale Roger to wielki mistrz, nawet jak przegra, jest uprzejmy i potrafi zaakceptować wynik. Nasze relacje są bardzo dobre. Nie jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, pochodzimy z innych krajów i kultur, ale zawsze mamy dla siebie szacunek i podziwiam go takim, jaki jest.

Co powiedział pan rodzicom, wszystkim bliskim, do których pan podbiegł po zwycięstwie?

Tylko to, że im dziękuję za wsparcie, że byli ze mną cały ten czas.

Roger Federer - obrońca tytułu po przegranym finale

Czy pociesza pana to, że uczestniczył w tak fantastycznym meczu?

Roger Federer: To zawsze przyjemne być częścią takiego widowiska, ale poczuję to zapewne znacznie później. Teraz nie to mam w głowie ze względu na zakończenie. Myślę jednak, że zagrałem dobrze. Zmarnowałem zbyt wiele szans na początku, ale przecież Rafael też grał dobrze. Cieszy mnie to, że obaj sprostaliśmy oczekiwaniom, że walczyłem.

A jak pan oceni wyczyny Nadala?

Był solidny jak skała, jak zawsze. Na pewno poprawił swą grę na szybkich nawierzchniach. Myślę, że już nie potrzebuje takich meczów jak dziś, by wierzyć w siebie. Jest wielkim rywalem.

Dlaczego nie wykorzystał pan tak wielu piłek dających przełamanie serwisu Nadala?

Rzeczywiście źle rozgrywałem te punkty. Na pewno trochę sprawiał mi kłopoty wiatr, warunki były trudne. Oczywiście ważne było to, że Rafael świetnie grał w tych momentach, wychodziły mu nieprawdopodobne uderzenia wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebował. Chyba powinienem być bardziej zdecydowany i szybciej wiedzieć, co robić. Ale rywal przecież też tak myślał i właśnie to cechuje wielkich tenisistów.

Czy nie poczuł pan żadnej chwili załamania w jego grze?

Tylko w tie-breakach stawał się bardziej nerwowy. Słabiej odbijał serwisy, czułem, że mogę grać swobodniej.

Czy to był najtrudniejszy mecz w pana karierze?

Prawdopodobnie była to moja największa porażka. Nigdy nie przegrałem w ten sposób...

—wysłuchał w Londynie k.r.

Po pierwszym meczbolu, gdy moja siostra obroniła się asem serwisowym, pomyślałam tylko: – No tak, to cała Serena! Ale gdy dostałam wyjątkową szansę przy jej drugim serwisie, postanowiłam być twarda i walczyć do końca. Zobaczyłam piłkę na aucie i od razu przyszła myśl: – Mój Boże, jestem najlepsza po raz piąty!

Cieszyłam się bardzo, bo finał wygrany po trudnym, wyrównanym meczu jest więcej wart niż zwykłe 6:2, 6:3. Radość była więc duża, ale oczywiście wiem, co czuła Serena, i z powodu jej uczuć nie ekscytowałam się tak bardzo, jak mogłam.

Uważam Wimbledon za najbardziej prestiżowy turniej na świecie, więc wygrywanie tutaj to jak wylatywanie w stratosferę. Wygrywałam przecież po kilka razy inne turnieje, ale tego nie da się porównać.

Nie ma wielu wydarzeń, które da się porównać z takim meczem tenisowym, jaki w niedzielny wieczór pokazali Hiszpan ze Szwajcarem. Ich rywalizacja staje się jednym z najważniejszych zjawisk współczesnego sportu. Są ponad resztą tenisistów pod każdym względem, zabierają im nadzieję na równą rywalizację, gdyż mają więcej talentu, umiejętności technicznych, woli zwyciężania i pracowitości.

Przenieśli tenis w rejony zdarzeń, podczas których zapomina się o ich milionach dolarów, kontraktach, światowym życiu w sferach dostępnych niewielu. Gdy grają, stają się nami, odbijamy z nimi, walczymy, przeżywamy każdą straconą piłkę i skaczemy z radości po wygranej. Niewielu to potrafiło w przeszłości, niewielu będzie umiało to zrobić za parę lat.

Pozostało 93% artykułu
Tenis
Prawdziwy numer 1. Jannik Sinner wygrywa w Szanghaju
Tenis
Aryna Sabalenka nie dała szans Magdalenie Fręch. Jest coraz bliżej Igi Świątek
Tenis
Złota polska jesień w Wuhan. Magdalena Fręch i Magda Linette w ćwierćfinale
Tenis
Rafael Nadal kończy karierę. Długo oczekiwana decyzja
Tenis
Rafael Nadal ogłosił zakończenie kariery