Nie ma wielu wydarzeń, które da się porównać z takim meczem tenisowym, jaki w niedzielny wieczór pokazali Hiszpan ze Szwajcarem. Ich rywalizacja staje się jednym z najważniejszych zjawisk współczesnego sportu. Są ponad resztą tenisistów pod każdym względem, zabierają im nadzieję na równą rywalizację, gdyż mają więcej talentu, umiejętności technicznych, woli zwyciężania i pracowitości.
Przenieśli tenis w rejony zdarzeń, podczas których zapomina się o ich milionach dolarów, kontraktach, światowym życiu w sferach dostępnych niewielu. Gdy grają, stają się nami, odbijamy z nimi, walczymy, przeżywamy każdą straconą piłkę i skaczemy z radości po wygranej. Niewielu to potrafiło w przeszłości, niewielu będzie umiało to zrobić za parę lat.
W dniu finału od rana lało, ale nawet deszcz spełnił swoją ważną rolę w tym wielkim sportowym teatrze. Wyszli grać lekko spóźnieni. Oczekiwanie, że Hiszpan wygra ze Szwajcarem wcale nie było w Londynie niepopularne. Rekordy rekordami, szóste zwycięstwo Szwajcara z rzędu poruszało wyobraźnię, ale zobaczyć mistrza z kortów Rolanda Garrosa jak bije mistrza już nieco pożółkłej trawy to także niezwykła sprawa.
Po dwóch godzinach i kwadransie, gdy na tablicy było 6:4, 6:4, 4:5 dla Nadala, nikt nie mógł powiedzieć, że się nudził. Deszcz wymusił pierwszą chwilę refleksji – główna myśl była oczywista: Hiszpan przerasta siebie. Takiego tenisa tu dawno nie widziano. Intensywność niektórych wymian zapierała dech. Mecz osiągnął niemal natychmiast właściwe napięcie.Nadal dość szybko przełamał serwis Federera i bezlitośnie kontrując ataki obrońcy tytułu, zdobył seta z tym jednym przełamaniem. Nie było tak, że gwałtownie niszczył Szwajcara, raczej punkt za punktem, po trochu odbierał mu wiarę, że można go złamać. Po drodze były też liczne piłki na przełamanie, na odwrócenie losów seta, każdy obroniony przez Hiszpana.
Drugi set – historia podobna. Najpierw chwila wielkości szwajcarskiego mistrza i za chwilę przewaga Hiszpana. W trzecim, przy remisie 1:1, Nadal upadł. Zabolało kolano, widownia wstrzymała oddech, po raz pierwszy Federer zdobył gema przy serwisie pretendenta. Kilka wymian i znów brawa na stojąco dostał Hiszpan, jego siła i szybkość nie zmalały, zadziwiająca skuteczne rotacyjne serwisy wciąż były groźne. W tej gęstniejącej od emocji atmosferze zapomnieliśmy o deszczu, ale Wimbledon przypomniał o swej tradycji.