Jaki będzie? Jak zawsze we Wrocławiu pojawi się grupa wiernych uczestników, którym blisko do stolicy Dolnego Śląska. Grupę tę otwiera, jak w ubiegłym roku, Francuz Nicolas Mahut, który od lat obiecuje dobry występ, ale na razie kończy się na obietnicach.
To interesujący tenisista. Wysoki (190 cm), dobra ręka do serwisu i woleja. Lepsze wyniki początkowo osiągał w deblu z Julienem Benneteau, ale w 2007 roku zdobył rozgłos, grając na trawie. Podczas londyńskiego turnieju na kortach Queen’s jednego dnia wygrał z Ivanem Ljubiciciem i Rafaelem Nadalem. W finale z Andym Roddickiem miał piłkę meczową. Miesiąc później w Newport, także na trawie, grał w finale z rodakiem, Fabrice’em Santoro i też przegrał, ale został zapamiętany jako jeden z ostatnich, którzy grają wedle kanonów klasycznego tenisa: serw i wolej. Może te ciągoty wzięły się z faktu, że był też juniorskim mistrzem Wimbledonu 2002, Australian Open wygrał wśród juniorów w deblu.
W 2003 roku zdobył miejsce w pierwszej setce rankingu ATP i próbuje wspinać się wyżej. Na razie nie udało mu się jednak przeskoczyć 40. miejsca na świecie. Może gubi go niecierpliwość, może nie docenia determinacji rywali. Do Wrocławia przyjeżdża piąty raz. Dwa razy grał w ćwierćfinale (2004 i 2006), w 2007 roku odpadł w drugiej rundzie, a rok temu w pierwszej, po porażce z Jerzym Janowiczem. Ma jeszcze dużo do zrobienia.
Warto też zwrócić uwagę na dwóch byłych zwycięzców turnieju KGHM: Czecha Lukasa Dlouhy’ego, mistrza z 2006 roku, oraz Słowaka Karola Becka, który zwyciężył w 2004.
Dlouhy zrobił więcej dla siebie i tenisa w deblu, także we Wrocławiu wygrywał turniej w parze z Martinem Stepankiem, jego sukces indywidualny to raczej odstępstwo od reguły niż challengerowa norma. Czech grał już w trzech deblowych finałach wielkoszlemowych (Roland Garros 2007 i US Open 2007 i 2008), jego partnerami byli wówczas Pavel Vizner i Leander Paes.