O sukcesie Polki świadczy i matematyka, i wrażenia widzów. Agnieszka jeszcze nigdy nie awansowała do półfinału turnieju z taką pulą nagród: China Open ma 4,5 mln dolarów, rangę najwyższą po Wielkim Szlemie. Grała tu cała czołowa dziesiątka rankingu.
Tylko dwa razy w karierze Radwańska pokonała na korcie rywalki wyżej notowane: rok temu w Australian Open Swietłanę Kuzniecową i w US Open 2007 Marię Szarapową, obie Rosjanki były wówczas nr 2 w rankingu.
Ale większe wrażenie od samego zwycięstwa nad czwartą rakietą świata zrobił styl wygranej, zwłaszcza w końcówkach setów. Wtedy udawało się Polce wszystko. Zdobywała punkty swoimi firmowymi sztuczkami, skrótem i lobem, ale też uderzeniami wzdłuż linii. Po zaplanowanych akcjach i po zmuszeniu rywalki do błędu. Wytrzymywała długie wymiany z mocno uderzającą Dementiewą, która wcześniej w turnieju nie straciła seta, a przed rokiem została na tych kortach mistrzynią olimpijską.
Obie miały problemy jedynie z serwisem i przełamaniem podania skończyła się połowa gemów. Poza tym mecz stał na bardzo wysokim poziomie. I to Radwańska miała w decydujących chwilach więcej sił, pomysłów i spokoju. Przetrwała ten moment pojedynku, gdy wszystko przestało się nagle układać i Dementiewa w pierwszym secie od stanu 2:0 dla Agnieszki zdobyła cztery kolejne gemy.
Rosjanka prowadziła jeszcze 5:3, ale wtedy to Polka zaczęła zwycięską serię i czterema wygranymi gemami z rzędu skończyła seta. W drugim na początku walczyły równo, do 3:3. Potem Agnieszka nie myliła się właściwie wcale, a Dementiewa co chwilę. Wystarczył jeden meczbol.