W przyszłym tygodniu Rosjanka wypadnie poza czołową dziewięćdziesiątkę rankingu, a to oznacza, że jeśli nie zacznie grać lepiej, bliski jest moment, gdy o prawo występu w najpoważniejszych turniejach będzie musiała walczyć w kwalifikacjach, jeżeli nie dostanie od organizatorów dzikiej karty.
Szarapowa już była w takiej potrzebie, ale wówczas sytuacja była inna, ponieważ wracała po dyskwalifikacji za doping i dzikie karty dla niej były przedmiotem kontrowersji. Wiele tenisistek protestowało, dyrektorzy turniejów reagowali różnie (od Roland Garros zaproszenia nie dostała).
Jak byłoby teraz – trudno powiedzieć. Towarzyską i medialną atrakcją Szarapowa będzie jeszcze długo, bo wybudowała swą pozycję nie tylko na korcie, ale też pod względem sportowym sprawy mają się zupełnie inaczej.
Rosjanka powoli przestaje być gwiazdą i wiele zależy od tego, czy zaakceptuje swój nowy status, czy wystarczy jej cierpliwości, bo powrót na szczyt nie będzie łatwy, choć kobiecy tenis kłopotów bogactwa raczej nie przeżywa. Pierwszoplanowe role grają zawodniczki, którym daleko do wybitności, a przede wszystkim stałości formy.
To może być dla Szarapowej zachęta do zostania, do zmagań z samą sobą i kontuzjami, czyli mówiąc krótko, wyboru tej samej drogi, którą idzie Serena Williams. Rosjanka już nie raz i nie dwa dawała dowody, że łatwo nie rezygnuje. Możną ją lubić lub nie, ale woli walki nie odmówi jej nikt, kto choć raz widział ją na korcie.