Wygrać ze Stephens nie było łatwo. Nawet pierwszy set, którego wynik sugeruje lekką drogę po sukces, nie oddaje prawdy. Amerykanka gra bardzo mocno, dość regularnie, nie ma słabych stron, jeśli już, to trochę za bardzo denerwuje się w przełomowych chwilach rywalizacji.
Pierwszy set oddała właśnie dlatego, że kilka razy dała się sprowokować, wybierała zbyt śmiałe uderzenia i traciła skuteczność. Mecz jednak mógł się skończyć znacznie szybciej, bo choć Stephens prowadziła w drugim secie 3:1, podrażniła Polkę i tablica wyników pokazała: 6:5 dla Radwańskiej i jeszcze w ręku serwis.
Amerykanka miała jednak kolejny wzlot, wyrównała, wywalczyła tie-break, który zaczął się jej od prowadzenia 2-0, Agnieszka wyrównała, by za chwilę znów gonić. Nie dogoniła, serwis Stephens działał dobrze, wiatr, jak rzadko, nie przeszkodził, 7-3. Pierwszy set stracony przez Polkę w turnieju.
W decydującym secie było znów lepiej, Agnieszka wykorzystała chwile rozkojarzenia rywalki, lepiej opanowała grę w silnym wietrze i sięgnęła (znów z uśmiechem) po 21. finał w karierze.
– Jestem szczęśliwa, znów po siedmiu latach finał w Eastbourne. Fakt, było trudno, z mocną rywalką, zwłaszcza pod ten wiatr. Cały czas dołki i górki. Pokonałam Stephens, bo byłam bardziej cierpliwa, no i starałam się opanować i wykorzystać te silne podmuchy, zwłaszcza wtedy, gdy grałam z wiatrem w plecy. W sumie udało się, grałam swoją grę – mówiła po spotkaniu.