Której z dramatycznych sytuacji w tym meczu pani najbardziej żal?
Agnieszka Radwańska: Było parę takich piłek, które miały znaczenie, ale spodziewałam się trudnego meczu, więc żałować nie ma czego.
Co pani wymyśliła, by w drugim secie mecz tak się odmienił?
Zmieniłam rytm uderzeń, Garbine gra w jednym, szybkim rytmie z obu stron kortu, zmiana tempa i rotacji, to był jedyny sposób, by wybić ją z tej solidnej gry. To jednak dobra tenisistka, rozegrała wiele trudnych meczów i sobie poradziła.
Złościła się pani na zły los, który kierował piłki rywalki po taśmie lub ocierał o linie?
Odrobina szczęścia jest potrzebna, może Muguruza miała go ciut więcej, ale nawet gdybym wygrała ostatniego gema, to i tak nie miałabym gwarancji wygrania meczu. Możemy sobie gdybać o dwóch-trzech piłkach, ale one nie zmieniłyby rezultatu.
W którym z przegranych wimbledońskich półfinałów była pani bliżej zwycięstwa – z Sabine Lisicki, czy z Muguruzą?
Wydaje mi się, że w półfinale z 2013 roku byłam bliżej awansu. Nie chodzi tylko o wynik, ale raczej o charakter tamtej gry, choć wtedy nie byłam w pełni zdrowa.