Najstarsi Szwajcarzy nie pamiętają, kiedy Federer przegrał dwa sety z rzędu, prowadząc w obu 4:1. Wczoraj niewiele brakowało, by tak się stało. Najpierw wygrał pierwszego seta z Kei Nishikorim 7:5, potem w drugim było już 4:1 i gdy londyńska publiczność miłująca Rogera czasem ponad rozum i dobre maniery przygotowywała się do święta, w krótkiej chwili ciszy młody blondyn krzyknął: „Dawaj Nishikori". Widać swojskie słowo „dawaj" brzmi wystarczająco po japońsku, bo Kei zrozumiał i zaczął grać genialnie. Wygrał drugiego seta, w trzecim od stanu 1:4 walczył wspaniale, miał szanse do ostatniej piłki. W końcu przegrał 5:7, 6:4, 4:6, Federer bez porażki awansował do półfinału, ale zasługi w tym, że był to najlepszy mecz turnieju, rozkładają się po równo. O końcowej kolejności w tej grupie decydował wieczorny mecz Novak Djoković – Tomas Berdych.
Po pięciu dniach turnieju najważniejsza dla nas jest odpowiedź na pytanie, czy wierzymy, że historia się powtarza. Debel Marcin Matkowski – Nenad Zimonjić, pomimo dwóch porażek w grupie, wciąż może awansować do półfinału, ale musi wygrać w dwóch setach z Ivanem Dodigiem i Marcelo Melo oraz liczyć na to, że Jean Julien Rojer i Horia Tecau też w dwóch setach pokonają francuską parę Pierre Hugues Herbert – Nicolas Mahut. Przypominać, dlaczego wiara w powtarzalność historii jest ważna, kibicom tenisa chyba nie trzeba: Agnieszka Radwańska w Singapurze wydostała się z równie głębokiego dołka, a potem wygrała Masters. Polak i Serb swój mecz zaczną dziś o 13.00.
Matkowski po wczorajszym treningu powiedział „Rz": – Potrzeba cudu, abyśmy awansowali. Mijający rok nie był zły, najlepiej świadczy o tym to, że gramy w Londynie, ale nie był też olśniewający, nie wygraliśmy z Nenadem żadnego turnieju. Przy podejmowaniu decyzji, że w przyszłym roku będę grał z Łukaszem Kubotem, najważniejsza była perspektywa igrzysk w Rio (tam mogą występować tylko narodowe deble – przyp. M.Ż.). Ponad pół roku razem powinno dać nam pewność, że powalczymy o olimpijski medal. Jest on dla mnie w roku 2016 najważniejszy, ważniejszy nawet niż wielkoszlemowy finał.
Mecze w londyńskiej hali od lat mają dla deblistów szczególny smak: ta na co dzień niezasłużenie peryferyjna tenisowa specjalność tylko tu ma swą wielką scenę, mecze ogląda kilka tysięcy ludzi rozumiejących, o co w deblu chodzi i Horia Tecau może się czuć prawie tak samo ważny jak Federer.
Wokół hali nie ma wielu policjantów z bronią ani wielkiej antyterrorystycznej mobilizacji. Kontrole przy wejściu są może trochę bardziej skrupulatne, u kontrolowanych i kontrolujących widać natomiast dużo więcej życzliwości i uśmiechu. To najbardziej rzucający się w oczy dowód pamięci o Paryżu. Hasła rozrywkowego kombinatu London 02 „Jedz, pij i baw się" tenisowa publiczność nie chce zmienić na „Siedź w domu, bądź ostrożny, miej oczy otwarte". Wieczorem hala jest pełna.