Nie było powodów, by narzekać na finał kobiecy – Andżelika Kerber po dobrym dwugodzinnym spotkaniu pokonała na Arthur Ashe Stadium Czeszkę Karolinę Pliskovą 6:3, 4:6, 6:4.
Nowa mistrzyni w pocie czoła wykuła drugi wielkoszlemowy sukces w tym roku (i w karierze). Podobnie jak w Australian Open przechodziła trudne chwile – w Melbourne zaczęła od obrony piłki meczowej już w pierwszej rundzie – w Nowym Jorku największą presję poczuła w finale.
Wysoka, świetnie serwująca Czeszka zrobiła wiele, by publiczność długo przeżywała emocje. W trzecim secie to ona pierwsza zdobyła gem przy serwisie rywalki, prowadziła i była znacznie bardziej bojową tenisistką.
Dziś do znanych zalet mocnego tenisa Andżeliki Kerber dodać należy jednak siłę ducha. – Zobaczyliście to: jeśli nawet traci gema serwisowego, nigdy się nie poddaje. Zawsze była wojowniczką, ale teraz znacznie bardziej wierzy w siebie. Nie chce przegrywać, chce decydować o wyniku po własnych akcjach. Większa wiara we własne umiejętności jest dla niej najważniejsza – mówił trener Torben Beltz.
Zwycięstwo Kerber to także jego zasługa, pierwszy dostał podziękowania, gdy tenisistka wspięła się do loży gości, wyściskała bliskich i mogła spokojnie wrócić na krzesełko, zakryć twarz ręcznikiem, by po cichu pochlipać ze szczęścia.