Reklama

Australian Open: Mirjana Lučić-Baroni w półfinale

Mirjana Lučić-Baroni dotarła w Melbourne do półfinału turnieju wielkoszlemowego. Poprzednim razem dokonała tego na Wimbledonie – był rok 1999.

Publikacja: 25.01.2017 17:19

Australian Open: Mirjana Lučić-Baroni w półfinale

Foto: AFP

Sport kocha takie historie – cudowny start, później potknięcia – upadki niemal – wreszcie długa walka uwieńczona sukcesem. Bo awans blisko 35-letniej Chorwatki do półfinału Australian Open to sukces niewątpliwy.

Start Mirjany w tenisowe życie także należy uznać za cudowny, bo jak inaczej nazwać zwycięstwo w zawodowym turnieju podczas debiutu. W 1997 roku 15-letnia tenisistka wygrała turniej w chorwackim Bol. Dwa tygodnie później dotarła do finału w Strasbourgu, a jej pogromczyni – Steffi Graf – przyznała, że sama nie była nawet w części tak dobra mając 15 lat. 

Nastoletnia mistrzyni nie wzięła się znikąd – w poprzednich sezonach zdobyła wygrywała juniorskie US Open i Australian Open, co uczyniło ją jedną z trzech tenisistek ery open – obok Jennifer Capriati i Martiny Hingis – które w wieku 14 lat miały w kieszeni dwa tytuły wielkoszlemowe.

Na koniec swojego pierwszego sezonu w WTA (niepełnego, bo turniej w Bol odbywał się na przełomie kwietnia i maja) była 52. tenisistką świata i wszystko zapowiadało dalszy awans.
Kolejny sezon rozpoczął się od porażki z Sereną Williams podczas turnieju w Sydney, ale zaraz przyszła sensacja – deblowe mistrzostwo Australian Open zdobyte w parze z Martiną Hingis.
Później, jako najmłodsza w historii, obroniła w Bol tytuł zdobyty rok wcześniej, zagrała w półfinale arcyważnego turnieju w Rzymie, w Wielkim Szlemie odpadała we wczesnych rundach ale po porażkach z najlepszymi. W maju 1998 była notowana najwyżej – na 32. miejscu WTA.

W 1999 roku przyszedł półfinał Wimbledonu, do którego dotarła po zwycięstwach nad Moniką Seles, wówczas czwartą, i Nathalie Tauziat – ósmą tenisistką świata. Na drodze do większego szczęścia znów stanęła Steffi Graf.

Reklama
Reklama

Sezon zakończony na 50. miejscu można było uznać za moment stagnacji pomiędzy jednym wielkim skokiem, a kolejnym. Ale kolejnego nie było.

Więcej niż o jej grze mówiło się o kłopotach rodzinnych. Ojciec Marinko lubił bić – czasem za przegranego seta, innym razem nawet za gema. Albo, jak sam określał, „za zachowanie niewłaściwe dla mojego dziecka”. Skończyło się ucieczką do USA i powolnym spadkiem w rankingach – w 2000 roku tenisistka wypadła poza drugą setkę i nie wróciła do niej przez kolejną dekadę (w latach 2004-2006 w ogóle nie była klasyfikowana, przez cały ten czas zagrała w dwóch turniejach).

– Nie chcę wchodzić w szczegóły mojej nieobecności. To nie było zniechęcenie tenisem, raczej zbieg niefortunnych okoliczności. Moje marzenie nigdy nie umarło – wyznała w przełomowym roku 2010.

W tym czasie imienia ojca nie było już w jej biogramie na stronach WTA, pojawiło się za to imię Daniele Baroniego – biznesmena, restauratora i męża.

W latach 2010-13 Lučić-Baroni trwała w okolicach setnego miejsca światowej klasyfikacji, by w 2014 awansować do grona stu najlepszych, obecnie zajmuje 79. pozycję. Po turnieju w Melbourne, w którym, jak za dawnych lat, pokonała tenisistki z czołowej „dziesiątki” – Agnieszkę Radwańską i Czeszkę Karolinę Pliskovą – znów znajdzie się w gronie pięćdziesięciu najlepszych, czyli tam, gdzie była w swoim pierwszym tenisowym życiu.

Bo, jak mówi, tamto deblowe zwycięstwo w Australii sprzed 19 lat brzmi dziś jak historia z poprzedniego życia.

Tenis
Tenisowa zabawa za pieniądze Gazpromu. W propagandowym turnieju zagrali nie tylko Rosjanie
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Tenis
Jelena Rybakina mistrzynią WTA Finals. Zarobiła na porządne wakacje
Tenis
Słodko-gorzki rok Igi Świątek. Rywalki rosną szybciej
Tenis
Iga Świątek nie powtórzy sukcesu z 2023 roku. Koniec sezonu dla Polki
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Tenis
Znakomity początek i niespodziewany koniec. Bolesna porażka Igi Świątek w Rijadzie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama