Korespondencja z Paryża
To zwycięstwo było możliwe, ponieważ dwudziestolatka z Rygi nie straciła młodzieńczej brawury, nie wmówiła sobie, gdy rywalka prowadziła 6:4, 3:0 i miała trzy piłki dające prowadzenie 4:0, że ma jeszcze czas, że ten finał to i tak spełnienie marzeń, że milion euro na koncie już jest, czyli prawie tyle ile zarobiła przez całe życie.
Ostapenko kilka razy w tym meczu tonęła, ale za każdym razem, gdy sytuacja była trudna - grała najlepiej. I ma nagrodę: to nie wielki talent Ernests Gulbis, syn milionera z własnym samolotem, lecz ona jest pierwszą łotewską triumfatorką Wielkiego Szlema. Nigdy przedtem nie wygrała żadnego turnieju WTA Tour, przed przyjazdem do Paryża nie była nawet nr 1 w swoim kraju (Anastasija Sevastova zajmowała w rankingu WTA 19 miejsce).
Simona Halep podczas spotkania z dziennikarzami potwierdziła, że ta porażka w finale jest o wiele bardziej bolesna niż przegrana z Marią Szarapowa w roku 2014. „Jelena zasłużyła na zwycięstwo, grała dobrze w trudnych dla siebie momentach, uderzała wtedy najmocniej, zupełnie bez strachu. Miała też sporo szczęścia, trafiała w linie, pomagała jej siatka. Robiłam co mogłam, znowu byłam blisko sukcesu, ale przegrałam”.
Rumunka prosto i trafnie oceniła też styl rywalki: „Ona niczego w swojej grze nie zmienia, uderza z całej siły każdą piłkę i albo trafia i jesteś bezradna, albo piłka leci dwa metry w aut. Gra w jednym rytmie, nie stara się tak jak np. ja, dopasować się do tego co dzieje się na korcie. Ta porażka boli bardzo, bo straciłam szansę na wielkoszlemowe zwycięstwo i awans na pozycję nr 1 w światowym rankingu” - powiedziała Halep.