Korespondencja z Londynu
Janowicz wygrał z Shapovalovem 6:4, 3:6, 6:3, 7:6 (7-2). Taki wynik z niedawnym juniorem, 164. rakietą świata, może nie budzić respektu, ale 18-letni Shapovalov, mistrz juniorski Wimbledonu 2016, to kandydat na mocnego tenisistę.
Jeszcze nie ma doświadczenia (debiutował w poniedziałek w dorosłym Wielkim Szlemie), jeszcze robi na korcie więcej szumu, niż potrzeba, lecz solidny serwis i efektowny leworęczny forhend to są narzędzia, których nikt lekceważyć nie będzie.
Janowicz nie zlekceważył. Przystąpił do zajęć skupiony, walczył wedle nakazów swej bojowej natury i uniknąwszy złych skutków chwilowej irytacji na sędziów. Pokazał, że potrafi być skuteczny na trawie, nawet w podmuchach wiatru. Mecz miał kilka ostrych zwarć, w czasie których szły iskry, ale bez przesady, pożaru nie było. Raz czy dwa polski tenisista miał pretensje do sędziów liniowych, zaproponował głównemu, by ich przed czasem zmienił, potem zwrócił uwagę prowadzącemu spotkanie, żeby sobie nie żartował, mówiąc, iż widzi ślad piłki na trawie.
Ugaszony pożar
Największa groźba awantury pojawiła się, gdy do akcji przystąpił Denis Shapovalov, po piłce kończącej trzeciego seta. Wydawało się, nie tylko jemu, że piłka Polaka była na aucie, wykrzyczał swoją prawdę, włączył się z krzesełka Janowicz i dostał szybką kontrę („Nie gadaj, nie twoja sprawa..."). Sędzia Gian Luca Moscarella sprawnie ugasił to zarzewie konfliktu, obyło się bez kar, tylko publiczność miała trochę dodatkowych emocji.