Nie można wykluczyć, że kilka piłek zgrabnie zagranych tuż za siatkę natchnęło wówczas Francuza. Uwierzył, że to dobra broń i z zadziwiającą precyzją używał jej co chwila. Serwis też mu działał, kto patrzył na miernik prędkości piłki trochę nie dowierzał: zaledwie 110, 114, 107 mil na godzinę (tak latały piłki po podaniu Christiny McHale w meczu z Agnieszką Radwańską), ale efekt doskonały: trafienia w linie, albo tam, gdzie nie spodziewał się przeciwnik.
Gdy Janowicz serwował, piłki śmigały ponad 130 mil/godz., ale wracały pod nogi, albo znów w linie, czasem pomagała jaka dziwna rotacja, czasem siatka. Wydawało się, że seria takich przypadków nie może być długa, lecz tenis na trawie bywa przekorny. Trwała. Trzeba przyznać, że Polak długo dawał odpór, w drugim secie dotrwał do tie-breaka, ale znów, właściwie jedna piłka, z początku rozgrywki, zadecydowała o ciągu dalszym.
Kolejny set, gra Paire nie zmienia się ani trochę: niby Francuz kręci głową, niby czegoś niezadowolony, ale na potężne podania i forhendy Janowicza odpowiada kolejnym znakomitym skrótem, kolejnym zagraniem na granicy prawdopodobieństwa. W dodatku z miną profesorską. Widać było, że Polak nie chce ustąpić, ale taka gra wymusza pewną erozję wiary w siebie. Trudno wymyśleć coś innego na trawie: mocny serwis, mocny return, bieganie do siatki, Janowicz robił to wszystko zupełnie dobrze, ale z Benoitem Paire w piątek nie dał rady. Jeszcze krzyknął coś pod nosem, jeszcze zrobił małą krzywdę rakiecie, zauważył gadułę i zwrócił uwagę głośnemu kibicowi, ale niczego to nie zmieniło. Przegrał dobry wimbledoński mecz.
Konferencja prasowa Francuza odbyła się kwadrans po spotkaniu. Benoit Paire nie krył zadowolenia. – Grałem lepiej, niż z Herbertem, dałem radę agresywnemu serwisowi Jerzego, ale moje pierwsze podanie było chyba najważniejszym składnikiem sukcesu. No i byłem spokojny, właściwie już po pierwszym wygranym gemie miałem w sobie ten spokój. Pamiętam mecz z Łukaszem Kubotem w 2013 roku na tym samym korcie, byłem wtedy tak nerwowy, że połamałem wszystkie rakiety. Teraz żadnej – mówił zwycięzca.
Dodał też kilka miłych słów o Janowiczu. – Myślę, że to dobry tenisista. Wrócił do gry po kontuzji, przecież nigdy nie jest łatwo sobie z tym poradzić. Uczciwie mówię, to dobry facet. Nie mam z nim żadnego problemu. I jestem naprawdę zadowolony, że wrócił na korty – mówił Paire. Zagra w czwartej rundzie (1/8 finału) ze zwycięzcą meczu Andy Murray – Fabio Fognini. Typ Brytyjczyków był oczywisty.
Jerzy Janowicz też był w nastroju pozytywnym. Przyszedł na konferencję prasową nieco później od Benoita, ale odświeżony i pogodny. Odpowiadał na pytania chętnie. Nawet jeśli zauważył w kąciku salki red. Artura Rolaka z „Tenisklubu", to nie dał po sobie poznać, że go to obeszło. Chwalił rywala, siebie także za wimbledoński start, zyski rankingowe (będzie znów w pierwszej setce rankingu) i czysto sportowe.