Wimbledon: Jerzy Janowicz odpadł w III rundzie z Benoitem Paire

Jerzy Janowicz – Benoit Paire 2:6, 6:7 (3-7), 3:6 w trzeciej rundzie Wimbledonu. Ciekawy mecz, w którym kluczem był spokój Francuza. Agnieszka Radwańska – Timea Bacsinszky w sobotę o 14. na korcie centralnym

Aktualizacja: 07.07.2017 20:34 Publikacja: 07.07.2017 20:09

Wimbledon: Jerzy Janowicz odpadł w III rundzie z Benoitem Paire

Foto: AFP

Korespondencja z Londynu

Kort numer 18, wimbledońskim bywalcom świetnie znany (przez trzy czerwcowe dni 2010 roku niezwykły rekord długości gry bili tu John Isner i Nicolas Mahut), spodziewał się ognistego tenisa w wykonaniu Polaka i Francuza – i w zasadzie się nie zawiódł.

Zaczęli wedle przewidywań – Janowicz od soczystych serwisów i aktywnej gry za końcową linią, ale z dobrymi wypadami do siatki; Paire od serwisów słabszych, ale doskonale plasowanych, do których dodał niemal od startu finezję skrotów i doskonały odbiór podań – raz miękko, raz twardo, zawsze tak, by rywalowi nie było łatwo.

Publiczność nie była przesadnie podzielona. – C'mon Dżerzi! – krzyczeli jedni. – Allez Ben! – drudzy, ale dużych napięć to wołanie nie tworzyło. We wspólnej loży wsparcia znane twarze: Marta Domachowska, Dawid Celt, trenerzy, dziennikarze, z francuskiej strony pojawił się nawet na dwa sety Cedrik Pioline.

Pierwszy set uciekł Janowiczowi raczej pechowo. Wynik sugerował znaczną przewagę Paire, ale Polak także miał szanse na wczesne przełamanie serwisu rywala, lecz ich nie wykorzystał (– Mam w tym meczu do siebie żal tylko o te piłki, więcej nie mogłem zrobić – przyznał potem na konferencji prasowej), rywal odpowiedział bardziej skutecznie.

Nie można wykluczyć, że kilka piłek zgrabnie zagranych tuż za siatkę natchnęło wówczas Francuza. Uwierzył, że to dobra broń i z zadziwiającą precyzją używał jej co chwila. Serwis też mu działał, kto patrzył na miernik prędkości piłki trochę nie dowierzał: zaledwie 110, 114, 107 mil na godzinę (tak latały piłki po podaniu Christiny McHale w meczu z Agnieszką Radwańską), ale efekt doskonały: trafienia w linie, albo tam, gdzie nie spodziewał się przeciwnik.

Gdy Janowicz serwował, piłki śmigały ponad 130 mil/godz., ale wracały pod nogi, albo znów w linie, czasem pomagała jaka dziwna rotacja, czasem siatka. Wydawało się, że seria takich przypadków nie może być długa, lecz tenis na trawie bywa przekorny. Trwała. Trzeba przyznać, że Polak długo dawał odpór, w drugim secie dotrwał do tie-breaka, ale znów, właściwie jedna piłka, z początku rozgrywki, zadecydowała o ciągu dalszym.

Kolejny set, gra Paire nie zmienia się ani trochę: niby Francuz kręci głową, niby czegoś niezadowolony, ale na potężne podania i forhendy Janowicza odpowiada kolejnym znakomitym skrótem, kolejnym zagraniem na granicy prawdopodobieństwa. W dodatku z miną profesorską. Widać było, że Polak nie chce ustąpić, ale taka gra wymusza pewną erozję wiary w siebie. Trudno wymyśleć coś innego na trawie: mocny serwis, mocny return, bieganie do siatki, Janowicz robił to wszystko zupełnie dobrze, ale z Benoitem Paire w piątek nie dał rady. Jeszcze krzyknął coś pod nosem, jeszcze zrobił małą krzywdę rakiecie, zauważył gadułę i zwrócił uwagę głośnemu kibicowi, ale niczego to nie zmieniło. Przegrał dobry wimbledoński mecz.

Konferencja prasowa Francuza odbyła się kwadrans po spotkaniu. Benoit Paire nie krył zadowolenia. – Grałem lepiej, niż z Herbertem, dałem radę agresywnemu serwisowi Jerzego, ale moje pierwsze podanie było chyba najważniejszym składnikiem sukcesu. No i byłem spokojny, właściwie już po pierwszym wygranym gemie miałem w sobie ten spokój. Pamiętam mecz z Łukaszem Kubotem w 2013 roku na tym samym korcie, byłem wtedy tak nerwowy, że połamałem wszystkie rakiety. Teraz żadnej – mówił zwycięzca.

Dodał też kilka miłych słów o Janowiczu. – Myślę, że to dobry tenisista. Wrócił do gry po kontuzji, przecież nigdy nie jest łatwo sobie z tym poradzić. Uczciwie mówię, to dobry facet. Nie mam z nim żadnego problemu. I jestem naprawdę zadowolony, że wrócił na korty – mówił Paire. Zagra w czwartej rundzie (1/8 finału) ze zwycięzcą meczu Andy Murray – Fabio Fognini. Typ Brytyjczyków był oczywisty.

Jerzy Janowicz też był w nastroju pozytywnym. Przyszedł na konferencję prasową nieco później od Benoita, ale odświeżony i pogodny. Odpowiadał na pytania chętnie. Nawet jeśli zauważył w kąciku salki red. Artura Rolaka z „Tenisklubu", to nie dał po sobie poznać, że go to obeszło. Chwalił rywala, siebie także za wimbledoński start, zyski rankingowe (będzie znów w pierwszej setce rankingu) i czysto sportowe.

Już niemal oficjalnie potwierdził dłuższy wyjazd do Wiednia na szkolenie pod okiem Güntera Bresnika (austriacki trener, na razie darmowy konsultant, był z nami w pokoju konferencyjnym), wspomniał o kłopotach ze zdrowiem przed turniejem, skrywanych przed pierwszym meczem, o dalszych ambitnych planach startowych (więcej: www.rp.pl). Słowem, z Jerzym Janowiczem miło się gada, jeśli zajdą korzystne okoliczności. Zaszły. Aż chciało się adekwatnie rzec – Francja elegancja, także wobec gry i słów pana Paire.

Teraz czas na sobotę i mecz Agnieszki Radwańskiej. Sędziowie uznali, że czas przypomnieć widzom finalistkę Wimbledonu 2012 na głównej arenie turnieju. Kort centralny, Radwańska – Bacsinszky, pierwszy mecz, od 14. czasu polskiego. Sugerować się, że Polka ze Szwajcarką przegrała oba wcześniejsze spotkania nie warto. Warto usiąść przed telewizorem (jeszcze bardziej na trybunach szacownego kortu) i smakować tenis w najbardziej szlachetnej ze szlachetnych form. Słuchać, oglądać i we właściwych momentach bić brawo.

Tenis
Z piekła do nieba. Carlos Alcaraz wygrywa Roland Garros
Tenis
Coco Gauff wygrała Roland Garros. Nowe porządki w Paryżu
Tenis
Roland Garros. Iga Świątek sprowadzona na ziemię. Będzie nowa królowa Paryża
Tenis
Roland Garros. Paryż w ekstazie, rewelacyjna Francuzka znów sprawiła sensację
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Tenis
Iga Świątek w półfinale Roland Garros. Złapała wiatr w żagle