Jest rakietą numer 2 w Polsce. Ma coraz mocniejszą pozycję w pierwszej setce rankingu WTA. W czwartek w drugiej rundzie turnieju w Tiencinie przegrała z Marią Szarapową 5:7, 3:6, ale znów odważnie walczyła, szukała sposobu na zwycięstwo, a nie liczyła tylko na ładną porażkę.
Daje dobry przykład tym, które nie mają talentu Agnieszki Radwańskiej, ale wierzą, że tenis to wytrwałość, dużo potu wylanego na treningach i dobre planowanie. Ten sezon, który zaczynała jako 95. na świecie – zakończy w okolicach 70. pozycji, może nieco lepiej, jeśli wystartuje jeszcze z sukcesem w Luksemburgu.
Za tym awansem stoją zwycięstwa nad teoretycznie lepszymi: Shuai Peng, Julią Putincewą, Aną Konjuh, Robertą Vinci i Darią Gawriłową. Pani Magda już nie ciuła punktów w turniejach ITF, tylko zjawia się w kwalifikacjach turniejów WTA i je przechodzi. Potrafi wygrywać mecze w Wielkim Szlemie, potrafi wyrwać seta Garbine Muguruzie.
Drogę do tenisa miała w miarę typową: tata i trener Tomasz Linette zabrał pięcioletnią córkę na turniej. To przeżycie, połączone z oglądaniem w telewizji Moniki Seles, podziałało. Wyprosiła rakietę, wyprosiła treningi u taty na kortach Posnanii. Po paru latach ojciec zdecydował, by Magdę oddać pod opiekę innego trenera. Tę decyzję tenisistka chwali.
Polscy trenerzy spisali się dobrze – Linette była mistrzynią kraju w wielu kategoriach wiekowych, sama, w parach i drużynie (najpierw w Grunwaldzie, ostatnio w AZS Poznań). Pierwszy sezon zawodowy zakończyła awansem do drugiej setki rankingu WTA. Wygrała sporo turniejów ITF, ale postęp przyszedł po wyjeździe do Chorwacji.