Pierwsze zawody alpejskie pań po przenosinach Pucharu Świata za ocean wypadły dobrze dla tych, które od lat uzyskują świetne wyniki w slalomie gigancie. Dla Lary Gut-Behrami było to 39. zwycięstwo pucharowe w tej specjalności, drugie tej zimy, bo Szwajcarka była też najszybsza podczas październikowego startu sezonu w Soelden.
Druga na mecie była alpejka z Nowej Zelandii Alice Robinson, mistrzyni świata juniorek z 2019 roku, trzecia ta, na którą wszyscy w USA czekali – wielka Mikaela Shiffrin. Chociaż nie wygrała, i nie poprawiła własnego rekordu zwycięstw w PŚ do 90., to 140. (!) raz stanęła w PŚ na podium – to też robi wrażenie.
Czytaj więcej
Najbliższy weekend otworzy pełną, niemal cotygodniową rywalizację najlepszych alepejek i alpejczyków świata. Panie zaczynają od dwóch slalomów w Levi (Finlandia), panowie od dwóch zjazdów w Zermatt (Austria)
W slalomie gigancie w Killington wystartowały dwie Polki, obie zdobyły punkty rankingowe PŚ. Magdalena Łuczak była 17., to jej prywatny pucharowy rekord w tej specjalności, wcześniej zdobywała punktowane pozycje w Courchevel i Soelden. Maryna Gąsienica-Daniel po pierwszym przejeździe zajmowała 11. pozycję, w drugim przydarzył się jej spory błąd w pierwszej części trasy, narty stanęły niemal w poprzek stoku, więc strata była duża. Polka nie zrezygnowała z jazdy, dzielnie walczyła i choć wyprzedziła tylko dwie rywalki z finałowej trzydziestki, to wie, że dobra forma chyba się zbliża.
W niedzielę w Killington rozegrany zostanie trzeci slalom specjalny obecnego PŚ. Dla Amerykanów to powód, by wierzyć w kolejne zwycięstwo Mikaeli Shiffrin (ich idolka wygrała pięć z sześciu dotychczasowych slalomów w tej miejscowości), polskiemu narciarstwu alpejskiemu zostaje coraz bardziej uzasadniona wiara w kolejny dobry start Magdaleny Łuczak.