Skoro wbił trzy bramki Hiszpanom, to dlaczego miałby tego nie powtórzyć w meczach z Marokiem i Iranem? Od MŚ 1970 nikt nie zbliżył się do Gerda Müllera, który zdobył wówczas 10 goli. Nie udało się ani Grzegorzowi Lacie (7) cztery lata później, ani Gary'emu Linekerowi (6) w 1986 roku. Najbliżej był inny Ronaldo, ten z Brazylii. W Korei i Japonii uzbierał 8 trafień.
Cztery lata temu James Rodriguez pokazał, że po koronę można sięgnąć nawet wtedy, gdy zespół nie dojdzie do strefy medalowej. Kolumbia odpadła w ćwierćfinale, a jej gwiazdor skończył mistrzostwa z sześcioma bramkami.
W gronie faworytów nie jest wymieniana też Portugalia, choć przyjechała do Rosji jako mistrz Europy. Tytuł we Francji dały jej nie finezyjne akcje i gole Cristiano, tylko szczelna defensywa i wyrachowanie. Tamta wersja może gwarantuje sukcesy, ale oglądanie drużyny Fernando Santosa, grającej tak jak z Hiszpanią, sprawia o wiele więcej przyjemności.
Portugalscy kibice powinni chyba podziękować władzom Realu, które ociągają się ze spełnieniem finansowych żądań Ronaldo. Walczył on na boisku tak, jakby chciał udowodnić, że zasługuje na podwyżkę. Wystarczyły cztery strzały, by poprawił swój dorobek na MŚ o sto procent.
Portugalia w fazie grupowej przegrała zaledwie jeden z ostatnich dziesięciu mundialowych meczów (z Niemcami w 2014 roku). Ostatnią porażkę z zespołem spoza Europy poniosła w Korei (z gospodarzami). Z drużyną z Afryki przegrała tylko raz – i było to właśnie Maroko (1986).