Upuścili sporo powietrza z szykującej się do mundialu drużyny Pawła Janasa, ale tamta porażka sprzed dwóch lat to było nic w porównaniu z laniem, jakie kadra dostała w Krakowie. To był jeden z tych dni, w których – trzymając się porównań Leo Beenhakkera – słońce nie wzeszło. Wszyscy Polacy biegali i podawali jak w ciemnościach, często wchodząc sobie w drogę, a obrońcy do końca meczu nie wiedzieli, co się dzieje. Można zapomnieć o dobrym ustawieniu się przy stałych fragmentach raz, ale żeby powtarzać to przy każdej okazji?

W polskiej drużynie zacinały się niemal wszystkie tryby. Wstydzić nie muszą się tylko Mariusz Lewandowski i Dariusz Dudka, choć temu pierwszemu brakowało dokładności, gdy podawał piłkę. Dalej było już tylko gorzej. Skrzydła, które niosły drużynę w eliminacjach pozostawały cały czas mocno podwinięte. Grzegorz Bronowicki chyba wciąż wspominał, jak zatrzymał Cristiano Ronaldo, Marcin Wasilewski był jeźdźcem bez głowy, Maciej Żurawski biegał szybko, ale nie tam, gdzie spodziewali się go koledzy.

Ta porażka przyszła w najgorszym momencie. Po zamieszaniu z Rogerem i Aquafrescą, mało taktownych wypowiedziach trenera, dziwnym meczu z obcokrajowcami w Szczecinie. Ostatnie dziesięć tygodni przed startem mistrzostw Europy to będzie czas drżenia serc, choć zanosiło się na co innego.

Beenhakker już wie, że poszukiwania nowych rozwiązań można uznać za zakończone. Lepiej ćwiczyć te sprawdzone, z wypróbowanymi piłkarzami. Żaden zbawca nagle z tylnych szeregów nie wyskoczy. Nie będzie nim Paweł Brożek ani Łukasz Piszczek. Może obaj mieli pecha, bo przy tak grających kolegach mogli dotknąć piłki, tylko jeśli sami ją wywalczyli. Ale na następne próby szkoda czasu.

To, co się stało w Krakowie, powinno ochronić też kadrę przed suflerami, epidemią dobrych rad i nieustannych zdziwień, że Brożek taki dobry, a w kadrze go nie lubią, że tylko Adrian Sikora albo Marek Zieńczuk itd. Każdy trener ma prawo dobierać sobie takich piłkarzy, jakich chce, i mecz z USA pokazał, że Beenhakker wygrywał, kiedy intuicja go nie zawodziła. Gdy posłuchał suflerów – przegrał. Teraz czas na powrót do własnych pomysłów.