Narzekają piłkarze – bo trener każe im pracować, kibice – bo nie chce się z nimi bratać, menedżerowie – bo nie chce brać do drużyny wskazanych przez nich kiepskich zawodników, dziennikarze – bo bywają pod wpływem menedżerów, działacze – bo muszą na to wszystko jakoś zareagować.
Oczywiście nie wszyscy piłkarze, kibice, menedżerowie, dziennikarze i działacze kierują się wyłącznie partykularnym interesem. Jeśli przez kilka kolejnych meczów drużyna gra kiepsko i nie zwycięża, to oczywiście trzeba ten stan zmienić i wtedy zwykle kozłem ofiarnym staje się trener. W tym sezonie na liście trenerów do odstrzału (biorę pod uwagę to, co ukazywało się w prasie) byli m.in. Jacek Zieliński z Korony, Ryszard Wieczorek z Górnika, Stefan Majewski z Cracovii, Franciszek Smuda z Lecha. Wszyscy pozostali na stanowiskach, ich drużyny grają raz lepiej, raz gorzej – na miarę możliwości tych, którzy na wynik pracują.
Częste zmiany trenerów na ogół nie mają sensu, jeśli w ślad za tym nie idą żadne inne mogące mieć wpływ na poprawę gry. Powodują natomiast komplikacje prawne i finansowe. Ile jest w I i II lidze polskiej klubów, które, narzekając na brak pieniędzy, muszą płacić szkoleniowcom dawno w tych klubach niepracującym?
Dlatego postępowanie prezesa Cracovii Janusza Filipiaka jest warte podkreślenia. Oparł się presji kibiców i piłkarzy, którym trener się nie podobał. I wiosną Cracovia, wciąż ze Stefanem Majewskim, gra bardzo dobrze, a trener, czując wsparcie właściciela, może sobie pozwolić na wprowadzanie młodych zawodników. W sobotę trzy bramki strzelił 23-letni Kamil Witkowski. Wyróżniający się napastnik Bartłomiej Dudzic i pomocnik Karol Kostrubała nie mają jeszcze 20 lat, stoper Piotr Polczak ma 22, drugi środkowy obrońca Mateusz Urbański – 18. Kiedy w klubie jest spokój, można próbować. Zwykle dobrze się na tym wychodzi.