Kiedy stawiałem na korcie Warszawianki pierwsze kroki w tenisie, w Polsce panował wręcz bałwochwalczy kult Bollettieriego i jego akademii. Pamiętam, jakie nadzieje towarzyszyły młodemu Wojtkowi Kowalskiemu, kiedy wyjeżdżał na Florydę do Nicka. Jeszcze lepiej pamiętam, gdy po powrocie utalentowany chłopak z Inowrocławia przeistoczył się w pudzianomonstrum z karykaturalnie poprzestawianymi uderzeniami i zerową szansą na uzyskanie przyzwoitego wyniku.

Bollettieri, mistrz autokreacji, wymienia nazwiska dziewięciu osób, które dzięki pracy z nim dotarły do pozycji nr 1 w światowym rankingu. Naturalnie robią wrażenie takie nazwiska, jak Andre Agassi, Boris Becker, Jim Courier, Martina Hingis, Marcelo Rios, Monica Seles, Maria Szarapowa czy Serena i Venus Williams, ale w reklamowej opowiastce treningowy mag zapomina wspomnieć, że żadna z wymienionych gwiazd nie wytrzymała z nim dłużej, a połowa przyznaje się dziś do tej współpracy niechętnie albo wcale.

Nick za młodu był komandosem, a nie zawodowym tenisistą. Sprytnie jednak wyłapał to, co w treningu tenisistów wydawało mu się najważniejsze i, angażując do zajęć mało znanych młodych trenerów, ustawił coś na kształt fabrycznej taśmy. Im więcej kandydatów na nią wrzucić, tym większy ruch w interesie i tym wyższe zarobki właściciela fabryki.

Tak naprawdę czysto tenisowe skutki działalności Bollettieriego są - moim zdaniem - opłakane, ten człowiek przyniósł naszej grze więcej szkody niż pożytku. Na szczęście chyba powoli mija moda na bezkrytyczne pompowanie muskułów oraz bezmyślne odbijanie na chybił trafił w poszukiwaniu wyłącznie piłki kończącej.

Nie da się ukryć, że pojawienie się takich postaci jak Agnieszka Radwańska daje do myślenia.Skoro ktoś taki jak Polka zbliża się już w okolice pierwszej dziesiątki rankingu WTA, to widać trochę oleju w głowie i ręka wirtuoza znaczą na korcie więcej niż buły na przedramieniu. Wychowanie dobrego tenisisty to wciąż sztuka, rodzaj rękodzieła. Trzeba się mocno pochylić nad swoim produktem, a Bollettieri nigdy tego nie robił. Jeśli zasłużył na honorowy doktorat, to tylko w dziedzinie sportowego marketingu.