Rozczarowanie jest wielkie, ale może po eliminacjach i półfinale nie należało oczekiwać więcej?
Paweł Słomiński:
Miejsce odpowiada dzisiejszym możliwościom Otylii. Oczywiście, przy swojej normalnej dyspozycji powinna pływać tutaj w czasie bliskim 2:06 i walczyć o brązowy medal. Stało się inaczej, wynik jest słaby. Nawet czas ostatniej długości basenu nie jest przyzwoity. Ale my pamiętamy Otylię z innych czasów. Przyzwyczajajmy się, że te czasy już minęły. Jeśli delfin będzie się nadal rozwijał tak, jak to pokazały w Pekinie dwie Chinki, to skończyła się era pływania po 2:08 w wielkich imprezach i rozglądania, jak daleko z tyłu są rywalki. Trzeba inaczej trenować, inaczej przygotowywać się do zawodów. Tylko wtedy można będzie nawiązać walkę.
Inaczej, czyli jak?
Lepiej pod każdym względem. Między Atenami a Pekinem wiele się w życiu Otylii wydarzyło, wszyscy o tym wiedzą. Ale dopiero w marcu zaczęliśmy się martwić, pojawiły się pierwsze artykuły z pytaniami, czy Otylia zdąży do igrzysk. Początek roku był stracony z powodu kłopotów ze zdrowiem i nie udało się tych zaległości nadrobić. Być może błędem było zgrupowanie w górach. Zaryzykowaliśmy, choć byłem i jestem zwolennikiem treningu na nizinach. Jeśli dalej będę pracował z jakąś grupą, to w góry pływaków nie zabiorę.