Calzaghe wygrał z cieniem Jonesa

Amerykański superbokser sprzed lat Roy Jones Junior nie miał w Nowym Jorku szans w starciu z Walijczykiem Joe Calzaghem

Aktualizacja: 10.11.2008 01:04 Publikacja: 10.11.2008 00:35

Joe Calzaghe

Joe Calzaghe

Foto: Reuters

To byłby wielki pojedynek, ale dziesięć lat temu. Teraz Amerykanin był cieniem samego siebie. Kiedy w pierwszym starciu po ciosie Jonesa niepokonany dotychczas Walijczyk wylądował na deskach, widzowie w Madison Square Garden wstali z miejsc (było ich 14 512).

Ci, którzy siedzieli dalej od ringu, nie widzieli jednak, że cios Jonesa zadany był przedramieniem, a Calzaghe szybko się poderwał i wyraźnie rozzłoszczony ruszył do ataku.

– Klasyczne deja vu. W kwietniu siedziałem w pierwszej rundzie w Las Vegas po uderzeniu Bernarda Hopkinsa, w Nowym Jorku posadził mnie Jones. W obu przypadkach wiedziałem, że jak najszybciej muszę wstać i wrócić do gry – tłumaczył 36-letni Calzaghe po ogłoszeniu jego zwycięstwa.

Sędziowie: Terry O’Connor, Jerry Roth i Julie Lederman, punktowali 118:109 dla Walijczyka. Jones wygrał tylko pierwszą rundę, a później był tłem dla znacznie szybszego rywala. Ten pojedynek przypominał wiele walk z udziałem Jonesa, w których Amerykanin ośmieszał przeciwników, ale tym razem to Calzaghe wszedł w jego rolę.

Jones, kiedyś mistrz świata w czterech kategoriach wagowych (średnia, superśrednia, półciężka, ciężka), skończy w styczniu 40 lat i nigdy nie będzie już tak dobry jak dawniej.

Pięć lat temu, chcąc udowodnić, że geniusz wszystko może, najpierw postarał się o dodatkowe kilkanaście kilogramów masy mięśniowej, by odebrać tytuł mistrza świata wagi ciężkiej Johnowi Ruizowi, a kilka miesięcy później stracił ten nadbagaż, wrócił do półciężkiej, by po morderczej walce pokonać Antonia Tarvera i znów być championem swojej wagi. Ten eksperyment sprawił jednak, że stracił dużo zdrowia i szybkość, bez której z dawnego Jonesa zostało tylko nazwisko. Calzaghe nie chciał go upokorzyć i skończyć przed czasem, walki nie przerwał też lekarz zawodów, choć były mistrz miał rozbite oba łuki brwiowe.

Calzaghe zadał 985 ciosów, z których 344 doszły celu. Amerykanin trafił tylko 159 razy (na 475 uderzeń). To sygnał, że Jones powinien się zastanowić nad przyszłością. Calzaghe, który zapowiadał, że to będzie jego ostatnia walka, mówi teraz, iż musi się zastanowić. A to oznacza, że jeszcze zobaczymy go w ringu.

To byłby wielki pojedynek, ale dziesięć lat temu. Teraz Amerykanin był cieniem samego siebie. Kiedy w pierwszym starciu po ciosie Jonesa niepokonany dotychczas Walijczyk wylądował na deskach, widzowie w Madison Square Garden wstali z miejsc (było ich 14 512).

Ci, którzy siedzieli dalej od ringu, nie widzieli jednak, że cios Jonesa zadany był przedramieniem, a Calzaghe szybko się poderwał i wyraźnie rozzłoszczony ruszył do ataku.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni