Leszek Rylski pozostaje od ponad pół wieku jedną z najważniejszych i zarazem najmniej znanych postaci polskiej piłki. Jako działacz rzadko trafiał na pierwsze strony nawet sportowych gazet. Pracował uczciwie i nie był bohaterem afer. Nie zdobył popularności, jaka mu się należy, lepiej znają go w UEFA niż w Polsce.
Przed wojną grał w piłkę w Jarosławiu, podczas okupacji w KS Błysk, a po wojnie w RKS Marymont, gdzie potem, kilkakrotnie wybierano go na prezesa i gdzie poznał żonę, jedną z najlepszych w Polsce trenerek łyżwiarstwa figurowego. KS Błysk był klubem młodzieży z warszawskiej Kolonii Staszica prowadzonym przez przedwojennego piłkarza Legii, reprezentanta Polski Józefa Ciszewskiego (słynna trójka napadu Ciszewski – Nawrot – Łańko). Grał tam też znany po wojnie dziennikarz sportowy Mieczysław Szymkowiak, który niedawno ukończył lat 90 i jest najstarszym żyjącym selekcjonerem reprezentacji Polski. W bramce stał czasami Andrzej Łapicki, zanim zrobił wielką karierę na scenie.
Rylski miał przedwojenną maturę, co w połączeniu ze znajomością sportu pozwoliło mu szybko znaleźć się we władzach nie tylko Marymontu, ale i PZPN. I nawet akowska przeszłość, z udziałem w powstaniu warszawskim i konspiracyjną podchorążówką, nie przeszkodziły mu w karierze. Dzięki znajomości francuskiego stał się łącznikiem między PZPN a rodzącą się w połowie lat 50. UEFA. Był jednym z jej założycieli, potem członkiem rozmaitych komisji.
Jeszcze kilka lat temu ludzie pracujący w PZPN opowiadali, że Rylski jako sekretarz generalny PZPN przez 13 lat (1959 – 1972) zrobił porządek, jakiego w związku wcześniej i później nie było. Później? Jeden z jego niegodnych następców kazał wywieźć na makulaturę dziesiątki kilogramów dokumentów, korespondencji, biuletynów FIFA i UEFA, które gromadził Rylski. Przepadły materiały mogące stanowić podstawę do odtworzenia historii polskiego futbolu.
Leszek Rylski wpada do PZPN niemal codziennie, dba wraz z Edmundem Zientarą o związkowe pamiątki i archiwalia. Wszystko jest skatalogowane, aby następne pokolenia miały się z czego uczyć. Jak zwykle na początku grudnia do domu Leszka Rylskiego na Pradze nadejdą dziesiątki kartek z całego świata. Między innymi z Realu Madryt, gdzie pamięta się człowieka, który był kolegą Santiago Bernabeu.