Nie ma pracy w fabryce futbolu

Argentynie grozi, że na długo zostanie bez piłki. Start wszystkich lig został zatrzymany, bo kluby toną w długach, a reprezentacja tonie w eliminacjach mundialu. Jak mówi Diego Maradona, Argentyna bez futbolu to dramatyczny kraj. I nie chodzi tylko o emocje – piłkarze to najlepszy argentyński towar eksportowy

Aktualizacja: 09.08.2009 06:29 Publikacja: 09.08.2009 01:01

Diego Maradona

Diego Maradona

Foto: AFP

Torneo Apertura, jesienne rozgrywki ekstraklasy, miały ruszyć 14 sierpnia. Ale nic nie wskazuje, że ruszą, utknęły w sieci długów i wzajemnych szantaży. AFA, czyli argentyński PZPN, nie chce startu lig, póki nie zostanie rozwiązany problem zadłużenia klubów, m.in. wobec AFA. Kluby są z federacją solidarne, nie chcą grać, póki telewizja i operatorzy kablówek nie potroją stawek za prawa do pokazywania meczów – z 48 do 150 milionów rocznie. Dopiero wtedy spłacą należności: federacji, państwu (jemu są winne najwięcej z łącznie 130 milionów euro długów), piłkarzom. A telewizja nie ma zamiaru potrajać, bo ma kontrakt na prawa telewizyjne jeszcze przez pięć lat. Zaoferowała 10 mln euro podwyżki, ale w zamian za wydłużenie kontraktu do 2020 r.

Negocjuje z pozycji siły, bo po pierwsze, nie rozumie, dlaczego ktoś żąda więcej, skoro niedawno, podpisując umowę, zgodził się na mniej. A po drugie, ma właściwie monopol na futbol. Zapisała to w ustawie o radiofonii i telewizji ostatnia argentyńska junta, obalona w 1983 roku. Jak każda junta w tym kraju i nie tylko, ta również lubiła futbol, prawie tak bardzo jak porywanie opozycjonistów. Zostawiła krajowi w spadku dramat rodzin setek tysięcy desaparecidos (zaginionych), porwanych bez śladu, ale też pierwsze argentyńskie mistrzostwo świata w piłce nożnej: w mundialu 1978, zorganizowanym u siebie.

[srodtytul]Pustka w skarbcu[/srodtytul]

Zostawiła też w spadku Julio Grondonę, szefa AFA, rządzącego już 30 lat. Oskarżanego o nieudolność i sprzedajność, ale trzymającego się władzy po mistrzowsku. Grondona uważa, że skoro problemu nie potrafią rozwiązać kluby, i nie chce telewizja, to powinny to zrobić władze kraju. Próbował przekonać rząd Cristiny Fernandez Kirchner, że Argentyna musi zalegalizować bukmacherstwo przez internet, wtedy do klubów popłyną pieniądze od firm chcących reklamować swoje zakłady. Ale rząd się nie ugiął, za to z całą stanowczością żąda od klubów spłaty długów wobec fiskusa.

Jest kryzys, w skarbcu pustka, każda branża została przyciśnięta, by uregulować zadłużenie natychmiast i dla futbolu nie będzie wyjątków. A np. największe i jedne z najbardziej zadłużonych klubów Argentyny, połączone świętą wojną River Plate i Boca Juniors, mają już po 19 mln euro zaległości. Sumę niewypłaconych piłkarzom pensji w ekstraklasie ocenia się na łącznie siedem milionów euro. I nie ma co w tym roku liczyć na tymczasowe zasypanie dziur w budżetach klubów pieniędzmi z transferów. Przez kryzys ekonomiczny liczba transferów z Argentyny spadła ostatnio o jedną piątą, a ich wartość aż o połowę. To właśnie z unikania opłat od transferów pochodzi najwięcej zaległości wobec fiskusa.

[srodtytul]Rozbite okno[/srodtytul]

Najbardziej renomowanej dziś na świecie fabryce piłkarzy, która dorobiła się nawet lepszej marki niż Brazylia i eksportuje co roku dziesiątki zawodników, grozi zastój. W tym kraju każdy klub gra właściwie w dwóch ligach. W jednej liczą się wyniki na boisku, w drugiej sukcesy w szkoleniu i sprzedawaniu piłkarzy. Dla zagranicznych odbiorców Argentyna ma wszystko, czego sobie życzą: młodzi i dobrzy piłkarze do wielkich lig Europy, przeciętni do przeciętnych, dojrzali nad Zatokę Perską. Kryzys sprawił, że kluby zastanowią się nad następnymi inwestycjami w swoje szkółki piłkarskie. A problemy ze startem ligi są jak rozbicie najlepszego okna wystawowego.

Nie mówiąc już o tym, że coraz więcej pieniędzy z transferów zatrzymują tajemnicze fundusze inwestycyjne, wykupujące udziały w piłkarzach jak w przedsiębiorstwach. Potem to one decydują, komu i za ile takiego piłkarza oddać. Tak jak np. firma MSI, a nie jakikolwiek klub, decyduje o losach kariery Carlosa Teveza, argentyńskiego napastnika, który właśnie przeniósł się z Manchesteru United do Manchesteru City. Ktoś kiedyś pozwolił, nie bezinteresownie, żeby takie firmy wykupywały prawa do piłkarzy, i teraz nie da się już tego zatrzymać. Przymykała oko federacja, przymykały kluby, i teraz zbierają owoce. Przez lata sumy transferowe zmyślano, podnosząc je lub obniżając po uważaniu, żeby albo obniżyć podatek albo mieć pokrycie na większe wydatki.

[srodtytul]30 lat kradzieży[/srodtytul]

Kiedy ruszą rozgrywki, nie wiadomo. Na razie obowiązuje wersja: wówczas, kiedy zostaną rozwiązane problemy finansowe. – Koniec ze zbijaniem temperatury, pora wyleczyć chorobę raz na zawsze – mówi Luis Seguro, prezes klubu Argentinos Juniors. Ale nie wiadomo, jak długo on i inni wpływowi w argentyńskim futbolu wytrwają w swoim postanowieniu. Lud chce jakiejś pociechy po ekonomicznych i politycznych klęskach, które na niego spadają w ostatnich dziesięcioleciach jedna za drugą. Reprezentacja kraju od dawna pociechy nie daje, nawet wezwanie Maradony na trenera nie pomogło, kadrze grozi odpadnięcie w eliminacjach do przyszłorocznego mundialu w RPA. A liga stoi.

Doraźnym ujściem dla złych emocji było znalezienie winnego. Pod biurem szefa AFA złożyło już oficjalną wizytę kilkudziesięciu kibiców rzucających kamieniami i krzyczących „Grondona, łajdaku”. Na ścianach budynku federacji zostawili napis „Grondona, 30 lat kradzieży”. Winią go za złe rządzenie futbolem, szukanie wszędzie własnych korzyści i brak pomysłów na wyjście z impasu. Gdyby ktoś nie wiedział: Grondona działa też w Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej. Jest tam wiceprezesem do spraw ekonomicznych.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?