Torneo Apertura, jesienne rozgrywki ekstraklasy, miały ruszyć 14 sierpnia. Ale nic nie wskazuje, że ruszą, utknęły w sieci długów i wzajemnych szantaży. AFA, czyli argentyński PZPN, nie chce startu lig, póki nie zostanie rozwiązany problem zadłużenia klubów, m.in. wobec AFA. Kluby są z federacją solidarne, nie chcą grać, póki telewizja i operatorzy kablówek nie potroją stawek za prawa do pokazywania meczów – z 48 do 150 milionów rocznie. Dopiero wtedy spłacą należności: federacji, państwu (jemu są winne najwięcej z łącznie 130 milionów euro długów), piłkarzom. A telewizja nie ma zamiaru potrajać, bo ma kontrakt na prawa telewizyjne jeszcze przez pięć lat. Zaoferowała 10 mln euro podwyżki, ale w zamian za wydłużenie kontraktu do 2020 r.
Negocjuje z pozycji siły, bo po pierwsze, nie rozumie, dlaczego ktoś żąda więcej, skoro niedawno, podpisując umowę, zgodził się na mniej. A po drugie, ma właściwie monopol na futbol. Zapisała to w ustawie o radiofonii i telewizji ostatnia argentyńska junta, obalona w 1983 roku. Jak każda junta w tym kraju i nie tylko, ta również lubiła futbol, prawie tak bardzo jak porywanie opozycjonistów. Zostawiła krajowi w spadku dramat rodzin setek tysięcy desaparecidos (zaginionych), porwanych bez śladu, ale też pierwsze argentyńskie mistrzostwo świata w piłce nożnej: w mundialu 1978, zorganizowanym u siebie.
[srodtytul]Pustka w skarbcu[/srodtytul]
Zostawiła też w spadku Julio Grondonę, szefa AFA, rządzącego już 30 lat. Oskarżanego o nieudolność i sprzedajność, ale trzymającego się władzy po mistrzowsku. Grondona uważa, że skoro problemu nie potrafią rozwiązać kluby, i nie chce telewizja, to powinny to zrobić władze kraju. Próbował przekonać rząd Cristiny Fernandez Kirchner, że Argentyna musi zalegalizować bukmacherstwo przez internet, wtedy do klubów popłyną pieniądze od firm chcących reklamować swoje zakłady. Ale rząd się nie ugiął, za to z całą stanowczością żąda od klubów spłaty długów wobec fiskusa.
Jest kryzys, w skarbcu pustka, każda branża została przyciśnięta, by uregulować zadłużenie natychmiast i dla futbolu nie będzie wyjątków. A np. największe i jedne z najbardziej zadłużonych klubów Argentyny, połączone świętą wojną River Plate i Boca Juniors, mają już po 19 mln euro zaległości. Sumę niewypłaconych piłkarzom pensji w ekstraklasie ocenia się na łącznie siedem milionów euro. I nie ma co w tym roku liczyć na tymczasowe zasypanie dziur w budżetach klubów pieniędzmi z transferów. Przez kryzys ekonomiczny liczba transferów z Argentyny spadła ostatnio o jedną piątą, a ich wartość aż o połowę. To właśnie z unikania opłat od transferów pochodzi najwięcej zaległości wobec fiskusa.