Rzewne łzy carycy

Porażki cuchną – powtarzam tę niezbyt odkrywczą, ale jakże trafną myśl już chyba po raz trzeci w tej rubryce. Autorką oryginału jest wybitna tenisistka Martina Navratilova, która tak właśnie skomentowała swoją przegraną na Roland Garros w mało ważnym meczu deblowym.

Aktualizacja: 18.08.2009 21:54 Publikacja: 18.08.2009 21:51

Miała już wtedy grubo ponad 40 lat, była piekielnie bogata i nadzwyczaj utytułowana. A jednak nie potrafiła przejść do porządku dziennego nad błahym z pozoru wydarzeniem.

Co zatem powinna powiedzieć rosyjska tyczkarka Jelena Isinbajewa, której porażki w Berlinie na pewno nie można zaliczyć do błahych? Do katastrofy doszło nie w jakimś drugorzędnym mityngu czy pokazowym konkursie, ale w mistrzostwach świata. Nazywana carycą skoku o tyczce Rosjanka płakała rzewnymi łzami w rozmowie z reporterem polskiej telewizji i nijak nie była w stanie wyjaśnić tego, co się kwadrans wcześniej stało.

Gdybym miał ją pocieszać, powiedziałbym, że jej osobista tragedia wzmocniła największą wartość sportu: nieprzewidywalność. Takie porażki, jaką poniosła Jelena Isinbajewa, powodują, że ludzie pozostają przy sporcie, nie zrażając się jego nadmierną komercjalizacją, malwersacjami finansowymi oraz plagą dopingu. A poza tym niepowodzenie wielkiej mistrzyni jest nie tylko dla niej samej wielką lekcją pokory. Bo oznacza, że każda złota seria, wyznaczona tytułami mistrzowskimi, diamentowymi płytami i Oscarami, musi się kiedyś skończyć.

Czarna seria zresztą też. Przypomina mi się historia nieżyjącego już tenisisty amerykańskiego Vitasa Gerulaitisa, który przez kilka lat nie potrafił znaleźć sposobu na swojego rodaka Jimmy'ego Connorsa. Przegrywał z nim regularnie, ponosząc aż dziewięć porażek jedna po drugiej. Aż w końcu udało mu się odnieść zwycięstwo. – Nikt nie wygrywa dziesięć razy z rzędu z Vitasem Gerulaitisem – powiedział na konferencji prasowej.

Wracając do Jeleny Isinbajewej. Przyjdą kolejne wielkie imprezy: w przyszłym roku mistrzostwa Europy, a za trzy lata igrzyska olimpijskie. Przed carycą mnóstwo okazji do rehabilitacji. Tylko że od przedwczorajszego wieczoru sytuacja nie będzie już taka sama. Każdej kolejnej rywalizacji będzie towarzyszył przykry zapach porażki.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/08/18/rzewne-lzy-carycy/]Skomentuj[/link][/ramka]

Miała już wtedy grubo ponad 40 lat, była piekielnie bogata i nadzwyczaj utytułowana. A jednak nie potrafiła przejść do porządku dziennego nad błahym z pozoru wydarzeniem.

Co zatem powinna powiedzieć rosyjska tyczkarka Jelena Isinbajewa, której porażki w Berlinie na pewno nie można zaliczyć do błahych? Do katastrofy doszło nie w jakimś drugorzędnym mityngu czy pokazowym konkursie, ale w mistrzostwach świata. Nazywana carycą skoku o tyczce Rosjanka płakała rzewnymi łzami w rozmowie z reporterem polskiej telewizji i nijak nie była w stanie wyjaśnić tego, co się kwadrans wcześniej stało.

Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali