Tenisistka z Mediolanu wygrała Roland Garros, ewidentnie przekraczając granicę swoich możliwości. Nic nie zapowiadało jej sukcesu. Słabe warunki fizyczne, skromny ranking, średnie dotąd wyniki wielkoszlemowe to okoliczności sugerujące, że ktoś taki w obliczu życiowej szansy zwykle nie wytrzymuje presji.
Tymczasem 29-latka wszystkich zaskoczyła. Na korcie to ona była panią profesor, a nie silna fizycznie Samantha Stosur. Włoszka zagrała w finale mecz życia. Wyjątkowo mądrze i pięknie przy piłkach ważnych. Przy stanie 3:2 w tie -breaku drugiego seta wpadła w trans i jedno bajeczne odbicie goniło drugie. Górę wzięła stara, ale wciąż skuteczna włoska szkoła gry na ziemi. Tenis Włoszki, a potem jej naprawdę wzruszające reakcje urzekły większość osób patrzących na kobiecy finał.
Francesca za sprawą swojej techniki, finezji i pomysłowości na pewno uratowała wizerunek mistrzostw Francji.
Jak pokazał zwłaszcza turniej męski, tenis coraz wyraźniej zmierza w kierunku takich widowisk jak półfinał Soederling – Berdych czy finał Nadal – Soederling. Najsympatyczniejszym akcentem tego ostatniego spektaklu była radość Hiszpana, który jak się okazuje, wcale nie był pewien sukcesu.
Wysocy, silni fizycznie gracze monotonnie posyłają dziś serwisy z prędkością przekraczającą 220 km/godz. i tłuką bez opamiętania w każdą piłkę. Gdy trafiają w kort, widowiska z ich udziałem można uznać za strawne. Jak zawodzi celownik i zaczynają dominować błędy, lepiej wyłączyć telewizor. Porażki Rogera Federera i Justine Henin wielu ucieszyły, ale w końcowej fazie paryskiej imprezy właśnie stylu gry Szwajcara oraz Belgijki brakowało wyjątkowo mocno.