Pół wieku temu znany aktor, piłkarz Polonii i reprezentant Polski Marian Łącz uczynił z procederu faulowania sztukę. W zamieszaniu na polu karnym zwykł wyjmować sztuczny ząb i zalewać się przygotowaną na tę okazję w prezerwatywie krwią. Nabierali się na to sędziowie, przyznając rzut karny, a Janusz Zaorski wykorzystał w „Piłkarskim pokerze".
Przypomniałem sobie tę sytuację, gdy Smolarek powiedział publicznie, dlaczego w widoczny sposób sfaulował Arboledę i z czerwoną kartką opuścił boisko. Z jego wypowiedzi wynikało, że Arboleda zachował się jak lekarz badający pacjentowi gruczoł prostaty sposobem per rectum, a Smolarek nie był na tę wizytę ani umówiony, ani tym bardziej przygotowany.
Arboleda nie pierwszy raz odegrał monodram, z którego wynikało, że jest najbardziej prześladowanym zawodnikiem na boisku. Widowni nie przekonał. Każde jego dojście do piłki kończyło się gwizdami, co nie odbiega od ligowej normy, ale tym razem dotyczyło piłkarza starającego się o polskie obywatelstwo i mającego uratować naszą reprezentację.
Jeśli publiczność już teraz nie akceptuje jego metod, wyobrażam sobie, co będzie, kiedy Arboleda, grając w koszulce z orłem, zachowa się podobnie, sędzia to zauważy, a Polska przegra.
W porównaniu z Łączem Arboleda jest prostym felczerem, który posunął się za głęboko.