Młodszemu z ukraińskich braci brakuje tylko tytułu organizacji WBC, ale ten należy do starszego o pięć lat Witalija, który 10 września walczyć będzie we Wrocławiu z Tomaszem Adamkiem. Dwaj bracia, z których starszy był mistrzem kickboxingu, podzielili cały tort między siebie, co nie zdarzyło się w historii boksu.
Pewna wygrana Władymira z Davidem Haye'em raz jeszcze uświadomiła wszystkim, że Kliczkowie nie mają godnych siebie rywali i szybko mieć nie będą.
– On lepiej tańczy, niż walczy – mówił o Haye'u Adamek. Ale są też mocniejsze opinie: Haye jest mistrzem autopromocji, ale w ringu zawodzi. Tak piszą bokserscy eksperci po obu stronach oceanu.
Opinia krzywdząca, bo Anglik jest dobrym pięściarzem, który odnosił sukcesy w wadze junior ciężkiej. Teraz, gdy przychodzi mu walczyć z takimi atletami jak dwumetrowy Kliczko, stawia po prostu na bezpieczeństwo, nie chce stracić zdrowia. W Hamburgu nie zaryzykował, bo uznał, że Kliczko jest za silny, a pieniądze do wzięcia spore nawet bez zwycięstwa (minimum po 10 mln funtów dla Haye'a i Kliczki). Anglik obiecywał wprawdzie, że 13 października zakończy karierę, ale chyba zmienił zdanie, bo chce rewanżu, jak wyleczy kontuzjowany palec prawej nogi, który przeszkodził mu ponoć w znokautowaniu Ukraińca.
Bernd Boente, menedżer Kliczków, twierdzi jednak, że bardziej prawdopodobna jest walka Haye'a z Witalijem pod koniec tego roku lub na początku przyszłego. Najwyraźniej nie bierze pod uwagę, że we wrześniu Adamek może pokonać 40-letniego Kliczkę i zabrać mu pas WBC. Nie jest zresztą jedynym, który o tym zapomina. Adamka nie można jednak lekceważyć przed pojedynkiem, który wywołuje podobne zainteresowanie jak ten w Hamburgu.