Reklama
Rozwiń

Komu kibicuje Jezus

Mecze żużlowe Stali Gorzów Wielkopolski i Falubazu Zielona Góra to od wielu lat jaskrawy symbol niechęci mieszkańców obu miast.

Publikacja: 03.03.2016 16:25

Edward Jancarz podczas elimininacji indywidualnych Mistrzostw Świata na żużlu w 1972 r. w Gorzowie W

Edward Jancarz podczas elimininacji indywidualnych Mistrzostw Świata na żużlu w 1972 r. w Gorzowie Wielkopolskim. Fot. Zbigniew Staszyszyn

Foto: PAP

Mimo że obie miejscowości mają średniowieczne korzenie, rywalizacja między nimi zaczęła się dopiero po II wojnie światowej. To nie jest zwykły konflikt, lecz pełen złośliwości pojedynek odwołujący się do prostych schematów, zdarzeń historycznych i współczesnych.

Jak Pawlak z Kargulem

Zielonogórzanie byli długo dumni z tego, że Zielona Góra jest miastem wojewódzkim, a Gorzów nie. Gorzowianie odpowiadali, że nie przyznawano im (do 1975 roku) statusu wojewódzkiego, bo w mieście znajdowała się stolica diecezji i komunistyczne władze w ten sposób się mściły na nich, obniżając rangę większej przecież miejscowości. Dziś jednak triumfuje Gorzów jako stolica województwa lubuskiego, ale w Zielonej Górze znajduje się siedziba sejmiku, czyli tam rozdziela się pieniądze. Takiego podziału władzy w regionie dokonano zresztą ze względu na lokalne animozje właśnie, trochę tak jak to zrobiono w województwie kujawsko-pomorskim, godząc podobnym modelem administracyjnym równie zantagonizowane Bydgoszcz i Toruń.

Wzajemny sarkazm i mimo wszystko więź łączącą oba miasta oddają też dowcipy jednych o drugich. „Czym gorzowianin może zdenerwować zielonogórzanina? Niech zapyta, gdzie jest przystanek tramwajowy". W Zielonej Górze nie ma linii tramwajowej, a w Gorzowie jest, co symbolizuje jego wielkomiejskość. Z kolei druga strona odpowiada: „Czym zielonogórzanin może zdenerwować gorzowianina? Niech zapyta go o to, gdzie jest przystanek linii 4". W mieście kursują tylko trzy linie. Dodają przy tym, że wszystkie zabytki Gorzowa to katedra i trzy linie tramwajowe. Gorzów odpowiada na to, że Zielona Góra nie ma rzeki, a podczas II wojny światowej Niemcy jej nie zniszczyli, bo nie było czego. I tak w kółko.

– Taka wzajemna niechęć istnieje od lat i nikt nie umie jej wytłumaczyć, a każde pokolenie nią żyje. Ja tym przesiąkłem, mój ojciec też i syn także. Geograficznie nie da się tego wytłumaczyć, bo Gorzów należał do Brandenburgii, a my do Dolnego Śląska. Przy przesiedleniach też nie było wielkich różnic, ale tu właśnie znajduję jakieś rozwiązanie tej zagadki. Pewnie było tak, jak w filmie „Sami swoi". Ludzie wysiedli z wagonów i jak te Kargule i Pawlaki znaleźli sobie szybko wroga, bo wróg był konieczny, żeby dobrze poczuć się na nowym miejscu – mówi pochodzący z Zielonej Góry znany scenarzysta (m.in. serialu „Bodo", którego premiera nastąpi wkrótce) Doman Nowakowski.

Polska o tym antagonizmie pewnie nigdy by nie usłyszała, gdyby nie żużel. – Na torze na trybunach stadionów w Gorzowie i Zielonej Górze następuje erupcja tej niechęci, złośliwości, czasami także nienawiści – tłumaczy Nowakowski.

Zgrzeblarka pokonuje Dream Team

Nawet najbardziej fanatyczni kibice Falubazu Zielona Góra nie mogą się wyprzeć jednego. To żużlowcy i trenerzy Stali Gorzów uczyli w latach 50. żużla zawodników z południa. Zapraszali ich do siebie na tor, przeprowadzali na nim zgrupowania, pożyczali własny – niezły jak na tamte czasy – sprzęt, szkolili mechaników.

Mecze między miejscowymi klubami odbywały się wcześniej, ale do pierwszych oficjalnych derbów ligowych doszło w 1960 roku. Wówczas Zieloną Górę reprezentowała LPŻ, czyli Liga Przyjaciół Żołnierza. W Gorzowie występowali utytułowani zawodnicy, mistrzowie i reprezentanci Polski. LPŻ dopiero budowała drużynę, w której rej wodzili młodzi niedoświadczeni zawodnicy. W Zielonej Górze goście wygrali wtedy 45:30, a w rewanżu padł bardziej honorowy dla LPŻ wynik 40:37. Oba spotkania oglądało po kilka tysięcy widzów.

Długie lata Stal wygrywała z lokalnym rywalem mecz za meczem. Drużyna z Zielonej Góry zdążyła zmienić nazwę na Zgrzeblarki. Lubuska Fabryka Zgrzeblarek Bawełnianych dała sekcji żużlowej nie tylko nazwę, ale co ważniejsze w tym sporcie, park maszynowy. Pod tym szyldem w 1972 roku doszło do historycznego wydarzenia – pierwszego zwycięstwa zielonogórzan w derbach Ziemi Lubuskiej. Zielona Góra czekała na nie 12 lat. Zgrzeblarki pokonały Stal zaledwie jednym punktem 39:38. Ale jaką Stal? To był żużlowy Dream Team, jakiego Polska nie miała. W zespole jeździli: Edward Jancarz, Zenon Plech, Andrzej Pogorzelski. Ówczesna prasa pisała o „niebywałej sensacji", chwaliła przy tym zachowanie 10 tysięcy kibiców. „Słowa uznania kierujemy pod adresem sympatyków obu zespołów, którzy gorąco zagrzewali do boju swoich pupilów, ale czynili to w kulturalny sposób" – opisywała spotkanie „Gazeta Zielongórska".

Objawił się Mesjasz

– Zawodnicy obu drużyn nigdy nie traktowali się wrogo. Przyjaźniliśmy się. Ze Zbigniewem Marcinkowskim z Falubazu zdobywałem medal na mistrzostwach świata w jeździe parami. Miałem w Zielonej Górze wielu przyjaciół. Ale to prawda, że na trybunach zawsze czuć było napięcie i pewną rywalizację, ale nigdy za moich czasów nie przekraczano niedozwolonej granicy. Czasami było zabawnie. Do dziś zapamiętałem jeden z transparentów na derbach: „Jak z Gorzowem dziś wygracie, to tramwaje otrzymacie" – opowiada „Rz" Zenon Plech.

Jeden z najsłynniejszych polskich żużlowców urodził się w Zwierzynie, niedaleko Gorzowa. Jak mówi, nie zdążył być kibicem Stali, bo od razu został jej zawodnikiem. W niej zaczął odnosić sukcesy jako junior. W Gorzowie chodził do liceum, do dziś przyjeżdża na zjazd absolwentów. Nigdy nie miał problemów z Zieloną Górą. – Traktuję tę rywalizację między miastami co najwyżej jako sąsiedzką kłótnię – mówi.

Plech, Jancarz, później Jerzy Rembas byli zawodnikami, z którymi identyfikował się każdy gorzowianin. Zielona Góra długo takiej gwiazdy nie posiadała. – Aż objawił się nam Mesjasz. Mesjasz w czerwonej chusteczce w białe grochy, czyli Andrzej Huszcza. Nagle okazało się, że on gromi gigantów z Gorzowa. To był gość na miarę lokalnego Messiego. Pamiętam, bo to działo się w czasach mojego dzieciństwa, jak chodziłem pod jego mieszkanie i byłem dumny, że widziałem na klatce chodaki, w których chodził Andrzej Huszcza. Nie przesadzam, czciliśmy go jak gwiazdę. To był kult, ale żużel w Zielonej Górze jest religią – opowiada Nowakowski.

Już jako Falubaz, z Huszczą w składzie zielonogórzanie odnieśli drugie w historii zwycięstwo w derbach, po sześciu latach od poprzedniego – w 1978 roku. Znów doszło do ogromnej sensacji, bo Stal była wtedy mistrzem Polski. W tym samym sezonie ten sukces powtórzyła.

O początkowej dominacji w kraju gorzowian najlepiej świadczy właśnie liczba tytułów. Do 1978 roku bilans mistrzostw wywalczonych przez Stal i Falubaz wynosił 6:0, a dziś – 8:7. Najlepszą drużyną w Polsce po raz pierwszy zespół z „miasta Bachusa" został w 1981 roku, by powtórzyć sukces rok później.

Szalik na pomniku Chrystusa

Sportowe dokonania i możliwości obu klubów się zmieniają, ale miłość do żużla i wzajemna niechęć kibiców i mieszkańców obu miast pozostają niezmienne. Przejawiają się w mniej lub bardziej wyszukanych formach. Prezes Stali, dziś senator Władysław Komarnicki, podpisując kontrakt z Peterem Karlssonem w 2008 roku, powiedział Szwedowi, nie wahając się tego ogłosić publicznie: „Peter, nie stawiam ci wygórowanych celów. Takich, żeby dzięki tobie zespół wysoko wygrywał i zdobywał mistrzostwo, ale chcę, żebyś przyczynił się do tego, aby dwa razy w sezonie dowalić tym z południa". Spory między prezesem Komarnickim a byłym prezesem Falubazu, dziś także senatorem Robertem Dowhanem, stawały się częścią rywalizacji. Obaj w pewnym momencie musieli godzić się, wynajmując adwokatów.

Kibice też znaleźli swoje niekonwencjonalne pole walki. Przed czterema laty przed derbami na pomniku Jezusa Chrystusa w Świebodzinie ogromny 40-metrowy klubowy szalik. Kłuł w oczy jadących na mecz do Zielonej Góry kibiców rywali. W rozsyłanych SMS-ach kibice Falubazu pisali: „Pan tego dnia prowadzi nas do zwycięstwa". Jeszcze jeden dowód na to, że żużel i rywalizacja obu klubów z ziemi lubuskiej to zjawisko niemal religijne. Sprawą także zajął się sąd. Kazał zniszczyć szalik, co wywołało kolejny konflikt prezesów.

– To jest mimo wszystko pozytywny antagonizm. Nasze derby zwiększają frekwencję na obu stadionach, zainteresowanie mediów, poziom sportowy, bo przed meczami ze Stalą mobilizowałem się już od poniedziałku. Skupiałem się tylko na tym. Jeden bez drugiego żyć nie może, trochę jak w przypadku Realu i Barcelony – opowiada trener Falubazu i były zawodnik Rafał Dobrucki. – Ludzie się śmieją, ale ja im poważnie mówię, że ta rywalizacja to nasze Gran Derbi – twierdzi Nowakowski.

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku