Nikola Jokić. Bardzo zwyczajny superbohater

Serb Nikola Jokić jest mistrzem NBA oraz prawdopodobnie najlepszym koszykarzem świata. Na pewno najbardziej nietypowym, jakiego można sobie wyobrazić. Totalnym antygwiazdorem.

Publikacja: 19.06.2023 03:00

Nikola Jokić

Nikola Jokić

Foto: AFP

To zdjęcie najpierw było memem, a teraz stało się symbolem. Młody chłopak siedzi przy stole w towarzystwie najbliższych, bez koszulki. Powiedzieć, że ma nadwagę, to mało, bądźmy szczerzy – jest otyły. Wygląda na to, że lubi sporo jeść i popić colą, a nie przepada za lekcjami wychowania fizycznego.

Ten chłopak ze zdjęcia kilka dni temu został mistrzem NBA i najlepszym zawodnikiem finałów, a także pierwszym graczem, który miał w meczu finałowym więcej niż 30 punktów, 20 zbiórek i 10 asyst, pierwszym centrem z nagrodą MVP finałów od 2002 r. Jest dziś prawdopodobnie najlepszym koszykarzem świata, a przecież Jokić wciąż nie wygląda jak atleta. Nie przypomina – w przeciwieństwie do wielu graczy NBA, zwłaszcza grających na jego pozycji – kulturysty.

Czytaj więcej

NBA: Gra o pierścienie na wysokości

Być jak Nikola Jokić

Serb w dwóch poprzednich sezonach zdobywał nagrodę MVP sezonu zasadniczego, czyli trofeum dla najbardziej wartościowego zawodnika rozgrywek. Teraz nie dostał jej tylko dlatego, że potężnie zbudowany Kameruńczyk Joel Embiid śrubował indywidualne rekordy, podczas gdy Jokić – właściwie jak zawsze – pracował dla kolegów i drużyny.

Później Philadelphia 76ers Embiida w marnym stylu odpadła z play-offów, a Denver Nuggets byli w nich imponujący i wspięli się na szczyt.

Jokić zawsze powtarzał, że nie interesują go indywidualne osiągnięcia. Oczywiście mniej więcej to samo mówią prawie wszyscy koszykarze, perorując, że najważniejsze są sukcesy drużyny, ale jakoś bardziej wierzymy Serbowi. Pewnie dlatego, że jego słowa znajdują potwierdzenie na boisku. Nagrodę MVP finałów zgarnął jednocześnie bezdyskusyjnie, bo w pięciu finałowych meczach spisywał się znakomicie i był najpewniejszym punktem mistrzowskiej drużyny.

Czytaj więcej

Liga NBA: draka za draką

Jego skromność idzie w parze z tym, że jest totalnym antygwiazdorem. Wielu ekspertów i kibiców ma mu to wręcz za złe. Porównują go z innymi wybitnymi graczami i wskazują, że każdy fan koszykówki chciał być jak Michael Jordan, Kobe Bryant albo – to bardziej trafne porównanie, biorąc pod uwagę pozycję, na której występuje – Shaquille O’Neal. A kto chciałby być jak Jokić?

Rzeczywiście, chyba niewielu, bo wydaje się po prostu zbyt normalny, zwyczajny, nie spełnia wyobrażeń o superbohaterze, nie jest celebrytą, nie korzysta nawet – o zgrozo – z mediów społecznościowych. Jego styl bycia nie pasuje do modelu gwiazdy dzisiejszych czasów.

Jokić pytany o nagrody odpowiada, że nie mają znaczenia, i oświadcza zdumionej dziennikarce, że zgubił trofeum dla MVP finałów, pytany zaś o mistrzowską fetę w Denver mówi, że się nie wybiera, bo woli odpocząć w Serbii (oczywiście ostatecznie na świętowaniu był i świetnie się bawił). Nagabywany z kolei o radość z gry wyjaśnia, że nikt nie lubi swojej roboty, a koszykówka nie jest dla niego najważniejsza na świecie.

Kiedy syrena zakończyła ostatni mecz finału, nie wpadł wcale w euforię, nie płakał z radości i wzruszenia, nie przytulał trofeum tak, jak to zwykle robili jego wielcy poprzednicy. Po prostu dziękował w tym momencie rywalom.

Pozory, które mylą

Jego styl gry też pozornie nie elektryzuje. Nie pakuje piłki do kosza z góry, nie wiesza się na obręczach, nie ośmiesza rywali. Oczywiście, zdarzają mu się mecze nadzwyczajne, kiedy oddaje rzuty wprawiające w zachwyt, jak te przeciwko Los Angeles Lakers, gdy dwukrotnie trafiał za trzy, wyrzucając piłkę zza głowy, wybijając się z jednej nogi, w sytuacji – zdawałoby się – beznadziejnej.

Zachwycali się tymi pojedynczymi cudami LeBron James (tuż po meczu dosłownie zaprezentował, co znaczy określenie „czapki z głów”) czy Novak Djoković (w Paryżu, podczas turnieju Rolanda Garrosa). Jokić na co dzień nie jest tak efektowny. Albo inaczej: trzeba tę jego efektowność dostrzec. Bo na pierwszy rzut oka wygląda ociężale, leniwie porusza się po parkiecie i przepycha pod koszem. Ale jakoś tak się składa, że większość jego rzutów wpada do kosza, a większość piłek odbijających się od obręczy po niecelnych rzutach rywali trafia w jego ręce.

To jednak nie wszystko. Jego sportowy geniusz polega na tym, że potrafi dostrzec kolegów na lepszych pozycjach. Ci muszą być gotowi na nieoczywiste podania nawet w sytuacjach, kiedy się tego nie spodziewają. Jokić ma może ze wszystkich obecnie grających koszykarzy największą boiskową inteligencję, niezmierzone koszykarskie IQ.

Rozdaje podania w sposób kompetentny oraz nieoczywisty, jakby widział i rozumiał znacznie więcej niż inni, a niektóre z tych zagrań to wręcz koszykarska poezja. Takie podania serwowali najlepsi rozgrywający w historii, podkreślmy – rozgrywający, a nie środkowi.

Jokić mierzy 211 cm. Sam mówi o tym z typowym dla siebie dystansem – że czasami po prostu nie wie, co zrobić z piłką, więc oddaje ją kolegom. Ale tak naprawdę arsenał jego podań jest imponujący, a łatwość, z jaką z niego korzysta – godna podziwu.

Joker śmieje się z hejterów

Kiedyś nawet nie marzył o NBA, szczytem oczekiwań była Euroliga. Świat zobaczył go podczas mistrzostw świata do lat 19 w 2013 r. Nie wyglądał tam jeszcze nadzwyczajnie, zdobywał średnio 7 punktów i pięć zbiórek na mecz. Obserwował go między innymi Rafał Juć, młodziutki skaut z Warszawy, który wkrótce nawiązał współpracę z Denver Nuggets. On też nie przewidywał, że Jokić zostanie tym, kim jest, ale zwrócił uwagę, że młody Serb robi postęp z meczu na mecz. Rok później został wybrany w drafcie przez Nuggets z odległym numerem 41. Nikt tego wyboru nie zauważył, także bardzo dosłownie, bo w telewizji, która transmitowała wydarzenie, akurat była reklama tortilli. Jokić nie poleciał nawet do Nowego Jorku na draft, który jest w Stanach wielkim show. Spał, kiedy obudził go telefon od brata. Przyjął decyzję klubu z Denver do wiadomości i przewrócił się na drugi bok.

Jako pierwszy zawodnik w historii z tak niskim numerem draftu zdobył nagrody MVP rozgrywek i MVP finału. Pytany o to niedawno wzruszył jedynie ramionami i oznajmił: „Nie wierzyli w grubego chłopca. Nigdy nie stawiajcie przeciwko grubym chłopcom”.

Jak to możliwe, że tak bardzo go nie doszacowano? Roy Rana, obecnie szkoleniowiec reprezentacji Egiptu, prowadził zespół, w którym występował Serb podczas 2014 Nike Hoop Summit. – Gubimy talent, ponieważ to, co cenimy, jest w pewnym sensie tradycyjne: atletyzm, rozmiar, siła, wygląd. Nie doceniamy doskonalenia umiejętności i sprawdzania, czy one mogą się zmienić. To dla nas dobra nauka i musimy o tym częściej przypominać: faceci, którzy niekoniecznie biegają najszybciej lub skaczą najwyżej, mogą być niesamowitymi graczami. Jokić przypomina o tym każdej nocy. Po wyborze w drafcie NBA jeszcze przez rok grał w Europie, w drużynie Mega Basket z Belgradu. Został najlepszym zawodnikiem Ligi Adriatyckiej (międzynarodowe rozgrywki, w których uczestniczą drużyny z Bałkanów), a potem przeniósł się do Denver. Nie od razu podbił NBA, ale robił postępy, z roku na rok był coraz lepszy.

Kiedy po raz pierwszy zdobył nagrodę MVP, trener Denver Nuggets Michael Malone wystąpił w telewizji w koszulce, na której zapisał epitety, jakimi określano Jokicia przez te wszystkie lata: „za wolny”, „za miękki”, „słaby obrońca”. Kiedy odwrócił się tyłem, widzowie zobaczyli uśmiechniętą twarz Serba stylizowanego na Jokera (to jego przydomek) z podpisem MVP i informacją, że dziś to on śmieje się z hejterów.

Sam trener Malone wspominał jednak kiedyś: – Liga Letnia w Vegas. 130 kilogramów wagi. Brak formy. Oczywiście był niezłym graczem, ale nikt wtedy nie przewidywał – a jeśli dziś tak twierdzi, to opowiada głupoty – że będzie dwukrotnym MVP bijącym rekordy Wilta Chamberlaina.

Bracia go chronią

Urodził się i dorastał w miasteczku Sombor na północy Serbii. Mieszkał z rodzicami, babcią i dwoma znacznie starszymi braćmi. Bardziej niż koszykówka zajmowały go wyścigi zaprzęgów, bo uwielbiał konie i sporo czasu spędzał w stajni.

W koszykówkę wciągnęli go bracia. Nemanja próbował swoich sił w USA, ale bez wielkiego powodzenia, Strahinja grał zaś w Europie. Nikola wspominał, że na początku raczej bawił się w sport, niż traktował poważnie. Wspomniane na początku zdjęcie nie kłamie: obżerał się słodyczami i wypijał litry coli. Ale zarazem na YouTubie podpatrywał zagrania gwiazd NBA.

Załapał się do drużyny uczestniczącej w młodzieżowych rozgrywkach. Słynny koszykarski agent Misko Raznatović przeglądał kiedyś gazetę i zobaczył imponujące statystyki przy nazwisku Jokić. Nie znał takiego nastolatka. Kilka dni później spojrzał znowu – to samo. Zadzwonił do jednego ze skautów. Okazało się, że on też nie wiedział, kim jest młodziak, a to już było bardzo dziwne, bo znał podobno wszystkie młode talenty.

Wkrótce Raznatović zdecydował, żeby podpisać kontrakt z Jokiciem, choć nawet nie oglądał go na żywo. Nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej ani później. Do dziś jest jego agentem.

Koszykarzowi cały czas towarzyszą też bracia – na początku pobytu w USA mieszkali razem z nim i jego dziewczyną, a dzisiaj funkcjonują jako „ochroniarze” Jokicia.

Serb w ostatnich latach zyskał status supergwiazdy, zdobywał tytuły MVP, ale w fazie play-offów Nuggets nie dawali rady i uchodzili za tych, którzy nie potrafią zwyciężać w najważniejszych meczach. Również dlatego to mistrzostwo, pierwsze w 56-letniej historii zawodowej drużyny z Denver (47 lat pod szyldem Nuggets) smakuje tak dobrze. Jokić ma 28 lat, czyli jeszcze sporo grania przed sobą, a już takie liczby w najważniejszych statystykach (punktów, zbiórek i asyst), które dają mu miejsce w historii. Do swoich wyczynów zachowuje jednak zdrowy dystans. To właśnie normalność, za którą uwielbiają go kibice, a także koledzy z drużyny.

Jest naturalnym liderem, zawsze mogą na niego liczyć. Trzy lata temu Jokić wziął ślub i ma już córeczkę, która dopingowała go z trybun podczas finałów. To ją przytulał Jokić po ostatnim meczu, a nie mistrzowskie trofeum. Koszykówka nie jest najważniejsza w jego życiu i może to jest tajemnica sukcesu.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?