Tu już nie było miejsca na błędy, bo po zakończeniu fazy grupowej każda porażka oznaczała odpadnięcie z turnieju. Wszystko, co do tej pory działo się w mistrzostwach Europy – fantastyczne mecze w katowickim Spodku, zwycięstwa nad Słowenią, Izraelem oraz Islandią, euforia kibiców i zachwyty ekspertów – szło w niepamięć.
Trzeba było napisać nowy rozdział, tak jak trzy lata temu, kiedy po świetnym meczu Polacy pokonali Ukrainę i awansowali do ćwierćfinału EuroBasketu. Stawka była ogromna, dlatego niedzielne starcie wyglądało dokładnie tak, jak można było się spodziewać.
Polska – Bośnia i Hercegowina. Mecz pełen walki
Bośnia i Hercegowina nie należy do europejskich potęg, ale to nie znaczy, że jest zespołem słabym. Nie ma w składzie wielu wirtuozów, oprócz występującego w Utah Jazz środkowego Jusufa Nurkicia i rozgrywającego Johna Robersona, ale ma serce do walki i dlatego postawiła na twardą, fizyczną grę.
Mecz odbywał się o nietypowej porze. W niedzielnej sesji w hali w Rydze były zaplanowane aż cztery spotkania, a Polacy i Bośniacy wychodzili na parkiet już o 11 polskiego czasu. Kto wie, być może dlatego nasi reprezentanci wyglądali na początku meczu na ospałych. Przegrywali już 2:13, kiedy trener Igor Milicić poprosił o czas.
Czytaj więcej
W ostatnim meczu fazy grupowej Polacy przegrali z Belgią 69:70. Wyglądali na zmęczonych i rozkoja...