O tym, że Berlusconi sprzeda Milan, mówiło się od dwóch lat. Od ponad roku nie ukrywając tego przed mediami prowadził negocjacje i szukał kupca, który przywróci utytułowanemu klubowi dawną chwałę. Nikt więc nie jest informacją zaskoczony. Włosi przyjęli ją z mieszanymi uczuciami: smutkiem i nadzieją. Smutek wypływa z tego, że ukochana zabawka narodu, podobnie jak w Anglii i Francji, przechodzi w obce ręce. Nafciarz Massimo Moratti, przez lata właściciel Interu, już trzy lata temu rzucił ręcznik. Sprzedał klub indonezyjskiemu biznesmenowi, a ten z kolei miesiąc temu odsprzedał go Chińczykom. Włosi traktują obie transakcje jak bolesną wyprzedaż majątku narodowego. Nadzieje wiążą z potężnym zastrzykiem kapitału nowych właścicieli, za który będzie można sprowadzić wielkie gwiazdy i jak dawniej grać z sukcesem w Serie A i Lidze Mistrzów.
Milan słabował od kilku lat. W ostatnich trzech sezonach zajmował w Serie A odpowiednio 8,10 i 7 miejsce. Ostatnim razem dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów cztery lata temu. Świetna drużyna, którą jeszcze 9 lat temu uważano za najlepszą na świecie, powoli wykruszała się, a na godnych zastępców w obliczu kryzysu finansowego, który bardzo boleśnie uderzył Italię, związanych z nim drakońskich podatków i rosnących cen piłkarzy, nawet potentata Berlusconiego nie było stać.
Teraz ma się to zmienić. Potężne chińskie konsorcjum (członkowie nie są na razie znani, ale jednym jest chiński skarb państwa), jak poinformował Berlusconi, w ciągu najbliższych dwóch lat ma zainwestować w klub 400 mln euro i spłacić 200 mln euro narosłych długów. Rękę na pulsie decyzji transferowych, przynajmniej na razie, trzymać będzie nadal Adriano Galliani. Berlusconi pozostanie honorowym prezesem. Trenerem będzie gwarantujący atakujący, spektakularny futbol Vincenzo Montella, były napastnik, a potem trener AS Roma, szkoleniowiec Fiorentiny i Sampdorii. Jak mówi Berlusconi, sprzedał Milan tanio, bo na przykład nie wziął ani grosza za cenny brand „AC Milan”, ale za to wymógł na Chińczykach, że zainwestują w klub fortunę.
W ten sposób końca dobiegła trwająca 30 lat, pełna wspaniałych sukcesów era Berlusconiego w Milanie. Wszystkie włoskie media, nawet będąca z nim w bardzo ostrym politycznym sporze lewicowa „La Repubblica”, piszą o świetnym, pełnym pasji futbolowym prezesie, z wyobraźnią, odwagą i wizją, który wiele dał włoskiej piłce i przysporzył Italii sportowej chwały. Podkreślają, że Berlusconi wyprzedził futbolową epokę, bo jako pierwszy nadał piłkarskiemu klubowi kształt nowoczesnego przedsiębiorstwa, ze wspaniałym ośrodkiem treningowym w Milanello, gdzie zatrudnił również najlepszych speców od medycyny sportowej i regeneracji. Co więcej, jak ze wzruszeniem wspominają na łamach środowej włoskiej prasy jego dawni wielcy piłkarze, m.in. Andrij Szewczenko, Dejan Savicevic, Marco Van Basten, a też trener Arrigo Sacchi, Berlusconi tchnął w nich wszystkich „ducha Milanu” („Byliśmy jak jego dzieci, jak jego rodzina” – Szewczenko). Świetnej organizacji towarzyszyła bowiem bardzo silna emocjonalna wieź wszystkich ze wszystkimi: piłkarzy, trenerów, menadżerów, magazynierów i sprzątaczek.
Silvio Berlusconi był genialnym przedsiębiorcą, najpierw budowlanym, a potem medialnym. Swoje imperium (telewizja, dziennik „Il Giornale”, tygodnik „Panorama”, akwizycja reklam, wydawnictwo, nieruchomości) zbudował z niczego, by już w latach 90-tych zostać najbogatszym człowiekiem w Italii. Na pewno w karierze pomogła mu przyjaźń z przywódcą socjalistów i premierem Bettino Craxim. W 1986 r., wzorem innych bardzo bogatych Włochów, sprawił sobie klub piłkarski, któremu kibicował od dziecka - będący na krawędzi bankructwa AC Milan. W Italii, jeśli zajrzeć do powojennych ksiąg rachunkowych klubów, taki sprawunek to akt miłości podszyty próżnością. Świetnie robi na popularność, ale fatalnie na kieszeń. W Italii, inaczej niż w Niemczech, zawsze trzeba było do klubu dokładać. W przypadku Berlusconiego inwestycja zwróciła się 8 lat później. W 1993 r. stworzył plastikową, liberalną partię „Forza Italia” (od zawołania kibiców), a rok później był już premierem. Sporą część popularności zyskał na pewno dzięki sportowym sukcesom AC Milan. Wszyscy podkreślają jednak, że zakup Milanu nie był podyktowany politycznym wyrachowaniem, a realizacją dziecięcych marzeń i futbolowej pasji. Jak dobrodusznie pokpiwa Arrigo Sacchi w „Gazzetta dello Sport”: „Silvio, gdyby mógł, byłby nie tylko właścicielem klubu, ale i trenerem, środkowym napastnikiem i rozgrywającym równocześnie. A nawet bramkarzem mimo mikrego wzrostu”. Tak czy inaczej, do dziś nie jest jasne, bo trenerzy mówią tym niechętnie, kto ostatecznie ustalał skład, czy szkoleniowiec czy Silvio.