Korespondencja z Lahti
Adam Małysz po kwalifikacjach chodził pod skocznią cały rozpromieniony i już nie bardzo krył, że możemy z nadzieją czekać na wydarzenia sobotniego popołudnia w Lahti.
– Po takich skokach nie ma co udawać: chłopcy są bardzo mocni. Są tak mocni, że postraszyli inne ekipy. Zewsząd słyszę po niemiecku, po angielsku jak mówią o mocy Stocha, Kota i pozostałych. Słyszę, jak mówią: na Polaków chyba nie będzie siły. Oczywiście prosiłem przed wyjazdem, żeby nie tworzyć zbyt wielkiej presji oczekiwań, ale widzę jak o to trudno, bo przecież nie można zaprzeczać, że nasi reprezentanci są naprawdę bardzo mocni. Maciek prezentuje siłę spokoju, Dawidowi chyba dodatkowo pomogła decyzja Stefana Horngachera, poczuł, że trener wciąż na niego stawia i to dało mu jeszcze więcej wiary w siebie. Piotr od dawna nie psuje skoków. Wprawdzie zaczął nieco słabiej od innych, ale on jest takim typem zawodnika, którego konkurs bardziej mobilizuje niż trening i w głównych zawodach zawsze skacze lepiej. Kamil – wiadomo, prezentuje tak wysoki poziom, że w równych warunkach powinien odlecieć. Czekajmy na ten pierwszy konkurs z wewnętrzną radością, że mamy takich chłopaków – mówił mistrz z Lahti z 2001 roku.
W piątkowe popołudnie na skoczni normalnej rzeczywiście działy się rzeczy, z polskiego punktu widzenia piękne. Już seria treningowa pokazała gdzie są Polacy, gdzie reszta. Po uwzględnieniu przeliczników wiatru i ustawienia belki startowej pierwszy był Stoch (97 m), trzeci Kot (98,5), piąty Kubacki (97,5), Żyła – 15. (93).
Kwalifikacje przyniosły jeszcze więcej uśmiechów: Kubacki pierwszy (99 m), Żyła drugi (96). Potem skakała dziesiątka najlepszych w Pucharze Świata i choć ich prób oficjalnie nie oceniano, to każdy widział: Kot solidne 97 m, a następnie Stoch – 103,5 m, rekord skoczni Salpausselkae. Okrzyk zachwytu był dobrze słyszalny, tak samo, jak chwilę później szmer niepokoju: polski mistrz poczuł stary ból w prawym kolanie.